fot. www.playhugelottos.com
Udostępnij:

Transferowe lotto

Ceny na rynku rosną, za czym nie zawsze  idzie jednak piłkarska klasa, a ogromne wydatki na nowych zawodników przypominają loterię - pisze na łamach pilkarskiswiat.com Mikołaj Różalski.

Każdemu z nas zdarza się czasem udać się do pobliskiego kiosku, gdzie z własnej woli, bądź za namową sprzedawcy- gamblera skreślamy 6 spośród 49 liczb, z nadzieją, że następnego dnia będziemy milionerami. Podobne zjawisko zaobserwować można w piłce nożnej, z tą różnicą, że tam kupon nie kosztuje skromnych trzech złotych, lecz kilkadziesiąt milionów... euro bądź funtów. Wygraną staje się natomiast ukształtowany, wartościowy piłkarz, o którego w obecnych czasach wcale nie tak łatwo, a zasilana petrodolarami konkurencja ciągle depcze po piętach.

Po upływie miesiąca od otwarcia okna transferowego na świecie, zasypała nas fala wieści o niezwykle kosztownych i równie ryzykownych ruchach klubów. Na pierwszym miejscu widnieje nazwisko Higuain. Piłkarz jeszcze trzy lata temu wypychany był z Realu Madryt, bo przestał być już potrzebny Jose Mourinho, a po niewykorzystanej sytuacji w ostatnim meczu ligowym z Osasuną został wygwizdany przez fanów królewskich. Można by powiedzieć, że nogę podstawiła mu Pamepluna, co dla klasowego piłkarza brzmi nieco hańbiąco. Cóż wobec tego mógł zrobić. Odszedł do Neapolu by odbudować się we Włoszech. SSC zapłaciło wówczas za 25-latka 37 milionów euro, przebijając tym samym ofertę Juventusu opiewającą na jedyne 25 mln. Włodarzom Starej Damy wydawało się wtedy pewnie, że nie można nadwyrężać budżetu dla Higuaina. Jak widać zmienili niedługo zdanie i zapłacili za trzy lata starszergo Argentyńczyka 90 mln euro. Co na to Real? Przecież oni za tą cenę pozyskali Ronaldo!

Następne nazwiska w rankingu najdroższych transferów to kolejni piłkarze, dla których sporym wyzwaniem będzie sprostanie oczekiwaniom pracodawców. Leroy Sane - 50 milionów euro - szaleństwo! Chłopak ma dopiero 20 lat, 11 bramek w Bundeslidze i już musi mierzyć się z nałożoną na niego presją 50 milionów. Przecież od tak drogiego zawodnika wymagają wszyscy kibicie, koledzy z drużyny, włodarze Manchesteru City i oczywiście sztab szkoleniowy z Pepem Guardiolą na czele. Następnymi "nieszczęśnikami" i ofiarami angielskiej rozrzutności są kolejni piłkarze z ligi niemieckiej - Granit Xhaka i Henrikh Mkhitaryan. Obaj kupieni za ponad 40 milionów euro. Zarówno Szwajcar albańskiego pochodzenia jak i Ormianin sprawdzili się w Bundeslidze, lecz ich dyspozycja w lidze angielskiej jest wielką niewiadomą. To zupełnie inny świat. W Niemczech rywalizacja toczy się pomiędzy kilkoma zespołami z topu, w Anglii drużyna skreślona, szykowana do spadku jest w stanie zostawić serce w meczu z drużyną pewną mistrzostwa. Mesut Ӧzil powiedział kiedyś: "Premier League jest najlepszą ligą na świecie. Mniejsze zespoły uwielbiają próbować swoich sił przeciwko dużym, dlatego, że gra toczy się tam i z powrotem. To może być męczące, trudne dla ciebie i twojego ciała... ale to kocham".

Nie wiem czy to nie jest mylne spojrzenie, ale mam niebywałą ochotę przyrównać okno transferowe do polowania na Pokemony, które zawładnęło już również i polskimi ulicami. Powiem to oczywiście jako osoba która nigdy w Pokemony nie zagrała i nie zamierza tego zrobić, jednak poszukiwanie dobrego piłkarza, w moim odczuciu, jest łudząco podobne do poszukiwania "super" Pokemona. Ten jeden, niepowtarzalny, potężny pokemon z wymarzonym CP zdarza się raz na jakiś czas, podczas gdy my mijamy już kolejny "pokestop" trafiając na kolejnego stworka przypominającego żółwia z cebulą zamiast skorupy, zamiast na legendarnego Zapdosa.  Tak samo jest z transferami. Nim trafi się nam futbolowa perełka musimy pozyskać co najmniej kilku średniaków, których wyrzucimy podczas kolejnego, letniego czyszczenia składu.

Gdy spojrzałem jeszcze raz na tytuł swojego felietonu, pomyślałem sobie, że z czymś mi się to kojarzy. No i oczywiście jest to nasza ulubiona, polska Ekstraklasa. Od niedawna Lotto Ekstraklasa. Pozycje w tabeli i wyniki meczów są rzeczywiście bardzo losowe. Przed każdą kolejką, wybierając się do bukmachera trzeba pamiętać o niezwykle częstym ryzyku niespodzianki. Jednak w przypadku transferowego szaleństwa Ekstraklasa ani trochę nie pasuje do nazwy Lotto. Tu, gdy ściąga się piłkarza, płacąc za niego pieniądze, każdy modli się o to by tylko transfer nie spalił na panewce, gdyż wiązałoby się to ze stratą. Dużą stratą. Co innego można powiedzieć o piłkarzach sprowadzanych za darmo. Skłamałbym gdybym stwierdził, że zawsze ich gra jest dogłębnie analizowane, ponieważ tu akurat zdarza się duża losowość. Najlepszym przykładem jest oczywiście Franciszek Smuda i testy "rumuńskiego Messiego" - Sorina Oproiescu. Niestety Sorin nie okazał się nowym Messim i sądzę, że nawet wśród kolegów z uczelni  jego rodzimego kraju(okazał się zwykłym studentem) wcale się nie wyróżniał.

Jak już wspomniałem jesteśmy na półmetku transferowego eldorado i jeszcze niejedna transferowa bomba przed nami. Pozostało nam tylko kupić coś smacznego na przekąskę, siąść w fotelu i obserwować rynkowe rewelacje... na pewno czeka nas przy tym spory ubaw.


Avatar
Data publikacji: 2 sierpnia 2016, 18:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.