fot. Piast Gliwice
Udostępnij:

Nie skreślajcie zbyt wcześnie Piasta – Jarosław Kaszowski

Trudno było opanować wzruszenie, gdy dowiedziałem się, że kibice Piasta chcą, aby zastrzec numer „8”, z którym występowałem przez kilkanaście lat. Podobnego zaszczytu dostąpiło przecież tylko kilku piłkarzy w polskich klubach – mówi Jarosław Kaszowski, który jako zawodnik gliwickiego zespołu przebył drogę z B-klasy do ekstraklasy.

Obecnie „Kasza” pracuje w klubie z Okrzei jako menadżer ds. kluczowych klientów w dziale marketingu i… czeka na boiskowe przebudzenie młodszych kolegów.

Jak się panu podoba początek sezonu w wykonaniu Piasta?

Na pewno każdy w Gliwicach spodziewał się innej zdobyczy punktowej po tych trzech meczach. Z drugiej strony – wiadomo było, że przy wyjazdowych meczach z Lechem i Wisłą ten start nie będzie należał do najłatwiejszych. Ten jeden punkt to jednak trochę za mało i – obserwując to wszystko z boku – życzę sobie, aby jak najszybciej nastąpiło przerwanie serii meczów bez zwycięstwa.

W poniedziałek nie będzie o to łatwo. Na zakończenie czwartej kolejki Piast gra w Szczecinie z Pogonią, która dość nieoczekiwanie otwierała tabelę po trzech seriach gier. Według firmy bukmacherskiej Fortuna, „Portowcy” są wyraźnym faworytem…

I nikt nie może być tym zaskoczony, bo widzimy jak Pogoń gra. Jest rozpędzona, nie przegrywa meczów i strzela dużo goli. Dodatkowo, nawet kiedy jako pierwsza traci bramkę, potrafi później odwrócić losy spotkania. Po powrocie Marcina Robaka jest to bez wątpienia zespół, który wybija się ponad ligową średnią. Dla mnie Pogoń jest jednym z pewniaków do gry w grupie mistrzowskiej na koniec sezonu. Ciężko zatem o nadmierny optymizm, ale chłopakom nie pozostaje nic innego jak tylko wziąć się w garść i możliwie najbardziej pokrzyżować szyki „Portowcom”. Będą już znali wyniki wszystkich spotkań czwartej serii gier i wtedy może do nich dotrzeć, że w przypadku porażki sytuacja w tabeli zrobi się naprawdę nieciekawa. Cztery punkty w czterech meczach nie wyglądałyby za to już tak źle. Na razie kibice są niezadowoleni, bo widzą, że już na starcie „odjeżdża” nam czołowa ósemka. Trudno im się dziwić, choć trzeba też brać poprawkę na to, że po ostatnich zmianach zespół jeszcze nie okrzepł do końca w warunkach ligowych. Punkty w Szczecinie, obojętnie w jakim stylu, dałaby Piastowi odrobinę niezbędnego spokoju. Najważniejsze, żeby w końcu zagrać na zero z tyłu…

Jak ocenia pan aktualną kadrę zespołu? Przeglądając ją, można odnieść wrażenie, że za dużo w niej „przypadkowych” zawodników zagranicznych, a za mało perspektywicznych, na których klub mógłby w niedalekiej przyszłości dobrze zarobić?

Trudno mi zabierać głoś w tej dyskusji. Jestem wprawdzie pracownikiem klubu, ale jako osoba z działu marketingu nie mam okazji oglądać na co dzień treningów pierwszej drużyny. Ciężko mi zatem powiedzieć, kto jak prezentuje się w ciągu tygodnia na zajęciach.

A jak to się w ogóle stało, że z takim doświadczeniem zawodniczym wylądował pan w Piaście w dziale marketingu, a nie bezpośrednio przy zespole?

Taką dostałem propozycję, więc jestem tam, gdzie mnie chcą. O wszystko inne trzeba pytać prezesów klubu…

Jak się pan odnajduje w nowej roli?

Odpowiadam za dystrybucję biletów – głównie grupowych, w tym na sektory szkolne. Na tym na razie się skupiam.

Ciężko było się przyzwyczaić do nowych obowiązków?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Chyba każdy piłkarz po kilkunastu latach spędzonych na boisku ma później ten sam problem z przywyknięciem do nowej sytuacji. Mnie było o tyle łatwiej, że mam głowę pełną pomysłów, a wtedy nie ma czasu na nudę i myślenie o głupotach. Cieszę się, że wzorem zachodnich drużyn również w Polsce coraz częściej „zagospodarowuje się” najbardziej zasłużonych piłkarzy do pracy w klubie. Jeśli ktoś związał się z daną ekipą na wiele, wiele lat, to znaczy, że ma ją w sercu i nie pozwoli, żeby ją skrzywdzić. Takie nastawienie powinno się u nas pielęgnować.

Niedawno pojawiła się informacja, że formalnie ciągle nie jest rozwiązana umowa Piasta z Marcinem Broszem i Dariuszem Dudką. W poważnym klubie takie historie raczej nie powinny się zdarzać…

Nie znam szczegółów tej historii, więc wolę się nie wypowiadać. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że jak na polskie warunki Piast jest naprawdę dobrze poukładanym organizacyjnie i finansowo klubem. Znając realia panujące w innych drużynach nie boję się nawet powiedzieć, że pod tym względem plasujemy się w górnej części stawki.

A jak odbiera pan opinie, że w tym sezonie Piast będzie jednym z głównych kandydatów do spadku?

Z dużym dystansem. Z czasów swojej gry doskonale wiem, że wystarczy jeden dobry mecz, po którym może przyjść seria kilku kolejnych udanych występów i sytuacja w tabeli może się diametralnie zmienić – z ligowego słabeusza drużyna przeistacza się w solidnego średniaka. Na razie wszyscy eksperci, którzy u progu sezonu przewidywali kłopoty Piasta z utrzymaniem się w ekstraklasie, mogą chodzić z podniesioną głową. Za kilka tygodni może być jednak inaczej. Paradoksalnie, głosy skazujące Piasta na walkę o ligowy byt mogą tylko pomóc tej drużynie. Zawsze łatwiej bowiem wtedy zaskoczyć czymś przeciwników.

Dział marketingu to pierwszy krok ku temu, aby za jakiś czas zostać prezesem Piasta?

Aż takich ambicji na razie nie mam… W zupełności wystarczy mi, że jestem prezesem Akademii Piłkarskiej „Team”. Poza tym mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie będzie konieczności dokonywania żadnych zmian we władzach Piasta – to będzie bowiem oznaczać, że wszystko klub jest stabilny i wszystko w nim funkcjonuje tak jak powinno.

Wspomniał pan o szkoleniu najmłodszych. Podoba się panu praca z dziećmi?

Uwielbiam zajęcia z dzieciakami. Owszem, jestem bardzo wymagający i zdaję sobie z tego sprawę, ale uważam, że dzieci muszą mieć też jakiś autorytet. I cieszę się, że nim jestem. Największą frajdę mam, kiedy widzę, że moje grupy z miesiąca na miesiąc robią postępy. Najzdolniejsi z nich już zresztą trafili do młodzieżowych drużyn Piasta i tak też będzie się działo w przyszłości. Na razie szkoli się u nas około 180 dzieciaków, ale nie zamierzamy na tym poprzestać, bo widzimy, że zapotrzebowanie na taki ośrodek jest duże. Dzieciaki garną się do treningów, wiele osób jest chętnych do pomocy, więc klimat do działania jest sprzyjający. Cieszę się także, że udało mi się zgromadzić trenerów z odpowiednim podejściem, którzy potrafią przekazać dzieciom uwagi w należyty sposób. Bo nie wszyscy dobrzy szkoleniowcy to potrafią…

Przy tak napiętym grafiku dalej będzie pan jeszcze grał w ekstraklasie futsalu w barwach GAF-u Jasna 31 Gliwice?

Praca przy akademii sprawia, że brakuje mi czasu, aby uczęszczać na wszystkie treningi i mecze. Ciężko jest pogodzić wszystkie zajęcia i dlatego postanowiłem zrezygnować z gry. Człowiek nie ma już zwyczajnie tyle siły i energii. Wolę dać z siebie sto procent w Piaście i akademii niż rozdrabniać się na trzech frontach.

Niedawno powstał pomysł z zastrzeżeniem numeru „8” w Piaście i zorganizowaniem dla pana meczu pożegnalnego. Co pan na to?

Czytałem list otwarty kibiców i – co tu dużo ukrywać – wzruszyłem się. Wiem, że fani cały czas o mnie pamiętają, bo na co dzień często spotykam się z różnymi przejawami sympatii, ale nie spodziewałem się, że sytuacja przybierze aż taki obrót i zostanie wystosowany list w mojej sprawie. Mogę tylko podziękować kibicom za to wsparcie i całą inicjatywę. Zdaję sobie sprawę, że zastrzeżenie numeru to ogromny zaszczyt, którego w naszej lidze dostąpiło raptem kilku zawodników – i to takich jak Kazimierz Deyna czy Włodzimierz Smolarek. Na razie śmieję się, że „ósemka” została zastrzeżona nieoficjalnie, bo żaden z zawodników w tym sezonie nie zdecydował się na grę z takim numerem. Jakikolwiek ciąg dalszy zależy oczywiście już tylko i wyłącznie od władz klubu…

 

Źródło: FourFourTwo


Avatar
Data publikacji: 8 sierpnia 2014, 11:20
Zobacz również
W odpowiedzi na “Nie skreślajcie zbyt wcześnie Piasta - Jarosław Kaszowski”

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.