fot.
Udostępnij:

Nafciarze nadal pikują

W ostatnim sobotnim meczu LOTTO Ekstraklasy Lech podejmował Wisłę z Płocka. Gospodarze wygrali 2:0 po bramkach Dawida Kownackiego oraz Marcina Robaka.

Beniaminek z Płocka do Poznania przyjechał bardzo podrażniony faktem, że od ostatnich pięciu meczach nie zdobył kompletu punktów. Ba, w ostatnich pięciu spotkaniach zawodnicy trenera Rafałowicza zdobyli tylko jeden punkt remisując z Termalicą 0:0. Natomiast gospodarze chcieli za wszelką cenę odkuć sobie ostatnie mecze, w których to podopieczni trenera Bjelicy nie grali zachwycająco i tracili bramki w ostatnich minutach meczu.

Głównym tematem przed tym spotkaniem był fatalny stan murawy na INEA Stadionie. Przed meczem trener Bjelica oraz Maciej Gajos powiedzieli, że nie szukają alibi, ale boisko nie pomaga w grze. Oczywiście pokrywa się to z prawdą, bo murawa do najlepszych nie należy. Nawet nie należy do przyzwoitych. Trener podkreślał, że stan trawy nie pomaga drużynie atakującej, bo przy szybkiej i kombinacyjnej grze, jaką Lech prezentuje, boisko płata rozmaite figle.

Mimo wielkiej przewagi Wisły od początku spotkania, która rzuciła się na Lecha jak wygłodniała zwierzyna na łatwą ofiarę, to właśnie płocczanie stracili jako pierwsi bramkę. Można powiedzieć, ze tak jak za dawnych lat kontry były domeną Lecha i po własnie kontratakach poznaniacy  zdobywali gro bramek, tak teraz było podobnie. Majewski ruszył z piłką ze środka pola i holował piłkę przez sporą długość boiska. Popularny Maja obsłużył świetnym prostopadłym podaniem młodego Kownackiego i wychowanek Lecha nie miał problemów, by umieścić futbolówkę w sieci Kiełpina. Niektórzy proponowali grę Kownasia jako podwieszonego napastnika, ale trener Bjelica uparcie powtarzał, że Dawid nadaje się jedynie na atak i tylko w takich kategoriach będzie rozpatrywał go przy ustalaniu pierwszego składu. Jak można zauważyć Chorwat posiada ten trenerski nos i wyczucie.

Wisła po utracie pierwszego gola podrażniona poszła do ataku, lecz nie na długo. Lechici szybko sprowadzili zawodników z Płocka na ziemie i przejęli zupełną kontrolę nad meczem. Akcji zbyt wiele nie tworzyli, ale podopieczni Bjelicy poszli po rozum do głowy i zaczęli strzelać z dystansu, co nie zdarzało się w ostatnich meczach poznaniaków. Płocczanie mieli pojedyncze akcje, głównie po błędach Arajuurrego, lecz kończyły się one przed szesnastką.

Majewski na początku drugiej połowy potwierdził, że w tym meczu jest w gazie. Dobrze przeprowadzona akcja pozycyjna lechitów, której kluczem było dorzucenie piłki właśnie przez skrzydłowego Lecha. Jedyny problem tej akcji polegał na tym, że nikt nie wchodził na piłkę i akcja się spaliła.

Poznaniacy postanowili nie zwalniać tempa i chcieli strzelić drugą bramkę. Kadar, który w tym meczu grał w kratkę. Przeplatał dobre decyzje z zupełnie niezrozumiałymi podaniami i błędami w defensywie, postanowił uderzyć zza pola karnego. Strzał szedł idealnie słupek bramki wiślaków, jednak Kiełpin wykazał się szybkim czasem reakcji i sparował piłkę. Lecz nie do boku, a przed siebie. Rozpędzony Kownacki długo nie myślał i postanowił uderzyć obok bramkarza Nafciarzy, ale piłka została nieczysto uderzona przez młodego gracza Lecha i przeszła obok słupka.

Cała druga połowa była pod dyktando gospodarzy. Spokojnie grali piłką, momentami nazbyt spokojnie i gdyby nie doping kiboli obu ekip można byłoby uciąć sobie krótką drzemkę. Jak lechici już atakowali, to głównie za sprawą swoich defensorów. Groźne strzały oddawał Kędziora, zaś bliski zaskoczenia ze strzału głową był Jan Bednarek, który ostatnimi czasy wyrasta na lidera defensywy Lecha. Tylko czekać, aż Lech zgarnie za tego solidnego stopera profity, bo chyba włodarze Lecha odrobili zadanie domowe po akcji gdy oddali Kamińskiego za frytki do VfB Stuttgart.

Lech w końcówce dopiął swego. Wpierw groźna akcja Jevticia zapoczątkowana właśnie przez Szwajcara, lecz w końcówce zabrakło mu pary w nogach i uderzył lekko w Kiełpina. Następnie groźnym strzałem obok bramki strzelał Makuszewski. W 87. minucie wydarzyło się to, czego kibice Lecha oczekiwali, czyli bramka. A dokładniej rzut karny za faul na Trałce, który był trzymany przez Drozdowicza. Karnego pewnie wykorzystał Maciej Robak strzelając w ten sam róg co w Warszawie.

W końcówce głupotą piłkarską wykazał się Drozdowicz i po 8 minutach gry wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. Lech wygrał zasłużenie zaś Wisła niepokojąco pikuje w dół.

Lech Poznań - Wisła Płock 2:0 (1:0)

Bramki: Kownacki 9`. Robak 88` (karny)


Lech Poznań: Putnocky - Kadar, Arajuuri, Bednarek, Kędziora - Majewski, Tetteh - Gajos, Jevtić, Makuszewski- Kownacki


Wisła Płock: Kiełpin - Stępiński, Szymiński, Bożić, Sylwestrzak- Rogalski, Furman, Wlazło, Merbashvili- Iliev- Kante Martinez

Widzów: 9591

Arbiter:  Krzysztof Jakubik.


Avatar
Data publikacji: 29 października 2016, 22:23
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.