Heysel
fot. https://www.liverpoolecho.co.uk/news/liverpool-news/gallery/heysel-stadium-disaster-29-1985-9346566
Udostępnij:

„Dzień w którym umarł futbol” – 36. rocznica tragedii na Heysel

oDzisiaj mija 36 rocznica jednej z największych tragedii, jaka wydarzyła się w sportowym świecie. Po raz pierwszy zamieszki kibiców doprowadziły do tak ogromnego cierpienia i smutku, a konsekwencje tych zdarzeń przez wiele lat były widoczne w futbolu.

Pechowy rok

1985 rok był dość pechowy dla kibiców piłkarskich. Trzy tygodnie przed tragedią na Heysel w meczu III ligi angielskiej zapaliła się drewniana trybuna. W pożarze zginęło prawie 60 osób. W latach 80 ogień na trybunach był prawdziwą plagą. Tylko w Anglii spłonęło wtedy 5 stadionów. Mimo tak ogromnej liczby ofiar nikt nie spodziewał się, że kilka tygodni później wydarzy się coś, co zostanie uznane za coś znacznie gorszego. Heysel na zawsze miało zmienić brytyjski futbol.

Pierwsi goście

Szturm na Brukselę rozpoczął się dużo wcześniej niż można było się tego spodziewać. Zarówno kibice Juventusu jak i Liverpoolu przybywali tłumnie, nierzadko w stanie dość mocnego upojenia alkoholowego. Całe miasto wypełniło się fanami, którzy na żywo chcieli zobaczyć mecz, który został ogłoszony największym świętem futbolu.

Trudno dziwić się takiemu nazewnictwu meczu. Obie drużyny były naprawdę dobre i godnie reprezentowały nie tylko swoje miasta, ale również tradycje, które były wpisane w ich długoletnią historię. Nic nie wskazywało na to, że mecz ten miał być zupełnie inny.

Punkt zapalny

O 18:30, czyli kilka godzin przed właściwym meczem rozpoczęła się gra pokazowa trampkarzy. Mało kto zwracał jednak na to uwagę, bo atmosfera na stadionie stawała się coraz gorsza. W pewnym momencie z sektora angielskiego w kierunku przeciwników zaczęły lecieć butelki, kamienie i petardy. Policja rzekomo pilnowała cały stadion, ale w praktyce podobno byli niewidoczni i tak naprawdę nie reagowali aż do momentu apogeum tego konfliktu. Przy tak późnej interwencji tragedii nie dało się już uniknąć.

Angielska szarża

Po godzinie 19 Anglicy zaczęli wdzierać się do sektora Włochów. Mała garstka policji próbowała bezskutecznie zapobiec temu atakowi. Orężem stawało się wszystko, co było pod ręką – od wcześniej wspomnianych butelek aż po metalowe pręty wyrwane na szybko ze stadionu. Włosi stanęli pod prawdziwym ostrzałem. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Rozjuszeni kibice Liverpoolu wdarli się do sektora przeciwników zaganiając ich jednocześnie do samej ściany stadionu. Włoscy fani nie mieli żadnej możliwości ucieczki. Z jednej strony odgrodzeni zostali ścianą, a z drugiej nieświadomi zagrożenia ludzie ciągle napływali na trybunę. W prawdziwym akcie desperacji niektórzy próbowali ratować się skokiem z wysokości kilku metrów na bieżnię stadionu.

Złamana trybuna

Anglicy kontynuowali swój atak wszystkim, co było pod ręką. Niektórzy używali do tego drewnianych fragmentów ławek, a inni noży, które udało im się przemycić przed ochroną. Włosi zostali przyparci do muru, a chwilę później pod naporem takiej masy ludzi trybuna zawaliła się. Kilkunastu kibiców zmarło od razu po przygnieceniu ciał przez ogromną konstrukcję, a inni zostali stratowani przez ludzi, którzy w ataku paniki i przypływie adrenaliny próbowali ratować się za wszelką cenę.

Totalny chaos

Na stadionie zapanował totalny chaos. Kilkaset osób znalazło się na murawie. Ci, którzy dopiero wchodzili na stadion nie mieli pojęcia o tym, co się przed chwilą wydarzyło. W gęstym dymie zamieszek nie było dobrze widać ogromu tragedii. Dopiero liczba przybywających sanitariuszy kazała domyślać się, że coś nie było w porządku. Bezradni policjanci zamiast interweniować uciekali razem z włoskimi kibicami. Przybyli na miejsce funkcjonariusze na koniach nawet nie wiedzieli co mają robić. Czekali na rozkazy, które nigdy nie napłynęły. Zresztą nie mieli nawet od kogo ich dostać, ponieważ osoby, które miały być odpowiedzialne za ich działania nie znajdowały się na stadionie. Większość policji tak naprawdę zaczęło przybywać dopiero po komunikatach nadanych w telewizji, ale nawet tak okropne sceny nie były w stanie zmusić ich do prawidłowej interwencji. Z minuty na minutę czuć było coraz większy strach i panikę.

Komentarze klubów

Prezydenci obu klubów byli w szoku. Włodarz Liverpoolu, John Smith, opowiadał o złej organizacji pracy na stadionie i problemach technicznych, pomijając zupełnie chuligańskie zachowanie Anglików. Prezes Juventusu, Giampiero Boniperti stwierdził, że gdyby wiedział wcześniej, że sytuacja będzie wyglądać tak tragicznie, wnioskowałby o rozegranie meczu w ZSRR, ponieważ tam poradziliby sobie z kibolami wszystkimi możliwymi sposobami. Można sobie wyobrazić jak źle oceniana była sytuacja, skoro jako argument podano rozgrywanie meczu w kraju tak opresyjnym jak ZSRR.

Największe kontrowersje

Po „opanowaniu” sytuacji osoby odpowiedzialne za organizacje meczu musiały podjąć jeszcze jedną ważną decyzję – grać czy nie grać? To właśnie w tym momencie pojawiły się jedne z największych kontrowersji związanych z tym tragicznym dniem. Postanowiono bowiem, że mecz zostanie rozegrany jak gdyby nic się nie stało. Za bandyckie zachowanie kibiców czekała nagroda w postaci obejrzenia meczu. Ludzie bali się, że odwołanie go w tej chwili spowoduje jeszcze większe zamieszki. Ciała, które leżały na stadionie oraz sanitariusze, którzy reanimowali innych nie miali żadnego znaczenia – najważniejszy miał być rozegrany mecz. W końcu nie można tak po prostu przełożyć największego święta futbolu… Juventus wygrał to spotkanie jedną bramką, ale niesmak po rozegraniu meczu w takich okolicznościach pozostał do dzisiaj.

Relacje piłkarzy

Sami piłkarze do dzisiaj wypowiadają się różnie o dniu tragedii. Niektórzy z nich, w tym Zbigniew Boniek, twierdzili że wszyscy doskonale wiedzieli jak wyglądała sytuacja. Inny, jak Platini mówili, że nie mieli pojęcia o ofiarach śmiertelnych przed rozpoczęciem meczu. Juventus odebrał swój puchar w szatni, bez żadnych honorów, zresztą piłkarze nie mieli wtedy nawet ochoty na świętowanie, co było zrozumiałe.

Wojna z pseudokibicami

Tragedia na Heysel wniosło do piłki nożnej ważny temat, o którym trzeba było zacząć rozmawiać – bezpieczeństwo. UEFA postanowiło bezterminowo usunąć angielskie kluby ze wszystkich międzynarodowych rozgrywek. Ostatecznie czas ten wyniósł 5 lat dla 15 klubów oraz 6 lat dla Liverpoolu. Istotny był jednak inny aspekt. Wiele znakomitych piłkarzy zaczęło odchodzić z ligi angielskiej. Bramkarz Liverpoolu, Grobbelaar powiedział w pewnym momencie, że nawet nie chce mu się bronić żadnych piłek lecących do jego bramki, skoro ma to ucieszyć takie osoby jak pseudokibice ze stadionu Heysel.

Tylko 14 z 24 oskarżonych w tej sprawie otrzymało wyroki, które zresztą były śmiesznie niskie. UEFA zobowiązała zobowiązania do zadośćuczynienia rodzinom poległym. Anglia przeznaczyła na ten cel ćwierć miliona funtów.

Brytyjska rewolucja

Jeśli chciałoby się koniecznie znaleźć coś pozytywnego po tragedii na Heysel, to byłaby to zdecydowanie późniejsza wojna z angielskimi kibolami. Mecz w Belgii był jednym z pierwszych sygnałów i punktów zapalnych, które spowodowały reakcję władz. Dzisiaj ciężko jest znaleźć na wyspach kogoś, kto przychodzi na stadion wzbudzać burdy. Ogromne kary finansowe, zakazy stadionowe czy w końcu więzienie pozwoliły na zapanowanie nad sytuacją. Szkoda, że dopiero tak dramatyczne sytuacje spowodowały reakcję i zmusiły kluby do podjęcia działań.

„Dzień w którym umarł futbol”

29.05.1985 roku był dniem tragicznym. Gazety opisywały go jako „dzień w którym umarł futbol”. Rzeczywiście tak było – piłka nożna znana do tej pory miała przestać istnieć. Dziesiątki kibiców, tak jak my dzisiaj, ucałowali swoje rodziny na pożegnanie i wyruszyli radośnie na stadion, aby uczestniczyć w piłkarskim święcie. Nie wiedzieli jednak, że będzie to ich ostatnie pożegnanie. Wśród 39 ofiar była nawet 11-letnia dziewczynka. Dziecko, które powinno uczyć się w 5-tej klasie jak zapisywać ułamki dziesiętne. Zamiast tego jej ciało leżało w stercie innych ciał, przykrytych niezbyt dokładnie prześcieradłami.

Przez te wszystkie lata, w których sport towarzyszył człowiekowi futbol miał różne problemy. Korupcja, zmienne przepisy czy walka zawodników o własne prawa wydają się jednak niczym poważnym w porównaniu do tragedii na Heysel. W momencie w którym nienawiść i chęć pokazania innym ich miejsca w szeregu zagościła w sercach kibiców, albo raczej zwykłych chuliganów, futbol jaki wszyscy znali po prostu się skończył. Piłkarska rodzina nigdy nie upadła tak nisko jak wtedy. Dzisiaj zresztą również nie raz i nie dwa można zauważyć na stadionach ludzi, którzy rzucają w przeciwników pirotechniką. Każda z takich osób powinna w momencie podjęcia decyzji o jakimkolwiek akcie przemocy powinna przypomnieć sobie właśnie tą tragedię. 39 ofiar, które powinny zjednoczyć piłkarskie środowisko w walce o bezpieczeństwo i wzajemny szacunek zostało po prostu zapomniane. Czy naprawdę chęć udowodnienia kto jest lepszym kibicem musi doprowadzić do kolejnej tak wielkiej tragedii, aby ludzie zaczęli traktować się z szacunkiem? Miejmy nadzieję, że nie.


Avatar
Data publikacji: 29 maja 2021, 11:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.