fot.
Udostępnij:

Derby Madrytu. O chwałę, prestiż, o miasto, ale… tylko o drugie miejsce?

Wielki prestiż, wielkie emocje, ale być może – wyjątkowo mała nagroda. Choć fani obu zespołów nie chcą nawet o tym słyszeć - prawdopodobnie muszą pogodzić się ze scenariuszem, że najbliższe derby Madrytu to tylko wielki bój pokonanych. Stawką będzie drugie miejsce w La Liga, choć bez większych perspektyw na coś więcej, bo Atletico i Real tracą kolejno do Barcelony osiem i dziewięć punktów.

Straty do Dumy Katalonii wzrosły w ostatni weekend w przypadku obu ekip. Atletico od 269 minut nie strzeliło gola i z Villarreal musiało zaakceptować nijakie 0:0. Real stracił punkty w jeszcze bardziej bolesny sposób na La Rosaleda w Maladze. Zaczęło się obiecująco. Ba, nawet aż zbyt optymistycznie, bo Ronaldo zdobył bramkę głową ze spalonego, którego nie zauważył arbiter liniowy. Reszta spotkania dla całej społeczności madridismo był już torturami. Najpierw Portugalczyk nie strzelił karnego, a później Malaga wyrównała po stałym fragmencie gry. Kolejne dwa punkty stracone i oddalające od wymarzonego trofeum. Tomas Roncero z dziennika AS napisał tylko, że ma depresję.

Dziennikarzowi nie ma się czemu dziwić. Kiedy niemiłosiernie wyszydzany Rafael Benitez żegnał się z posadą i na jego miejsce wskakiwał Zinedine Zidane, stołeczna ekipa traciła do Blaugrany dwa, a nie dziewięć punktów... Bernabeu pozostało naturalnie twierdzą, bo Real wygrał u siebie wszystkie cztery mecze, dokładając w dodatku 20 bramek. Problem leży w wyjazdach - jeden triumf na cztery możliwe i cztery zdobyte gole wyglądają wyjątkowo mizernie.

"Marca" pisze na okładce czwartkowego wydania "Derby jak lek". Lek dla "Los Blancos", którzy mogą wreszcie zostać poważnie wzmocnieni. Karim Benzema nie brał udziału we wtorkowym i środkowym treningu, ale w czwartek wrócił już do zajęć z zespołem. Tylko przez bóle w biodrze Francuz nie pojechał na wyjazd do Malagi i musiał zastąpić go Jese. Chłopak, który swoją grą przekonuje, że istnieje jeszcze życie po zerwaniu więzadeł krzyżowych. 22-letni produkt klubowej akademii przed rokiem w marcowym meczu z Schalke doznał jednej z najgorszych dla piłkarza kontuzji i wrócił do gry dopiero w grudniowym Pucharze Króla z UE Cornella. Forma powoli zwyżkuje, bo chłopak strzelił pięknego gola w 1/8 Ligi Mistrzów w Rzymie i niemal przypieczętował wyeliminowanie Romy. Jeśli tylko jednak Benzema będzie gotowy, Jese standardowo ubierze się w ciepłą kurtkę i na mecz popatrzy z boku.

Wspominane Bernabeu to idealne miejsce, żeby Benzema przypomniał się szybko z trafieniem. Real w ostatnich czterech meczach strzelał u siebie minimum... 4 gole. W tym momencie Francuz legitymuje się 23 golami we wszystkich rozgrywkach. Jest też najbardziej efektywnym snajperem La Liga – przed Suarezem i Bale'em. Na krajowym podwórku pakuje do bramki rywali co 75 minut (19 goli w 19 meczach), choć na boisku przebywał tylko 1435 minut. I co ważniejsze – na jesieni ukłuł z Atletico. Zdaniem bukmacherskiej firmy Fortuna, to on jest głównym faworytem do wpisania się na listę strzelców obok Cristiano Ronaldo. Kurs na Portugalczyka wynosi 2, a na Francuza niewiele więcej, bo 2,5.

Zdawałoby się, że skuteczność Benzemy oraz jego powrót to wystarczająco mocne argumenty, żeby Atletico miało obawy przed meczem, ale może w zasadzie... to Real powinien się bać? Gracze Diego Simeone mają obronę, której w zasadzie nie da się rozmontować. Nawet jeśli zawodzie skuteczność Griezmanna (Villarreal) i pozostałych partnerów (PSV w środę), to i tak zespół nie traci pełnej puli i bezbramkowo remisuje. To zresztą nie pierwsza sytuacja, kiedy "Los Colchoneros" brakuje zęba pod bramką przeciwnika. Ledwie pod koniec stycznia w cztery dni drużyna z Vicente Calderon zremisowała 0:0 z Cadiz i Celtą Vigo. Szefem całej układanki w tyłach pozostaje naturalnie kapitan Gabi, jeden z głównych architektów pamiętnego mistrzostwa Hiszpanii z sezonu 2013-14, choć na największe komplementy zdaje się zasługiwać Jan Oblak.

Kiedyś wszystkim zdawało się, że Atletico będzie długo tęsknić za sprzedanym Davidem de Geą do Manchesteru United, błyskawicznie nastała era Thibaut Courtouisa. Belg jednak miał ograniczony termin spożycia, bo był jedynie wypożyczony do Atletico z Chelsea. Wracając do Londynu znów zostawił gigantyczną lukę, którą nadspodziewanie szybko zapełnił murowany faworyt do Trofeum Zamory dla najlepszego bramkarza La Liga bieżących rozgrywek. Oblak stracił zaledwie 11 bramek. Gdyby jeszcze dołożyć imponujące statystyki w ofensywie, Atletico mogłoby być znacznie bliżej Barcelony. Ale ciężko wymagać więcej, kiedy za strzelanie bramek odpowiada praktycznie tylko Antoine Griezmann. We wszystkich rozgrywkach reprezentant "Tricolores" skompletował już imponujący dorobek 19 bramek. Mogłoby ich pewnie być więcej, gdyby więcej sytuacji kreowała środkowa formacja.

Niestety - Koke od kilku miesięcy nie może ustabilizować formy. Jego uniwersalność pozwoliła natomiast na rozwój w środku pola zupełnego objawienia - Saula Nigueza. 21-latek grał z Villarreal eksperymentalnie, niemal pełniąc rolę drugiego napastnika. Simeone ciągle próbuje szuka nowych rozwiązań, bo jego zespół ma gigantyczny kłopot z ligową czołówką. I nie chodzi tylko o Real czy Barcelonę.

Gdyby przestudiować statystyki "Atleti" z czołową szóstką La Liga, wygląda to niewiarygodnie blado. Wiadomo - dwie porażki z Barceloną da się przeboleć, ale zero zwycięstw w trzech meczach z Villarreal i Realem daje do myślenia. Oddaje to doskonale sytuacje obu madryckich zespołów - silne, kąśliwe, ale wciąż nie przysparzające gęsiej skórki piłkarzom i kibicom z Camp Nou. Najbliższy weekend i sobotnie starcie o godzinie 16:00 to ostatnia szansa, żeby w Katalonii poczuli jeszcze jakikolwiek oddech na plecach.

autor: FourFourTwo


Kamil Gieroba
Data publikacji: 27 lutego 2016, 13:47
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.