fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)
Udostępnij:

Arka nie do zatopienia przy Łazienkowskiej

W meczu 10. kolejki Ekstraklasy na Łazienkowską 3 zawitała Arka Gdynia, która po wygranym spotkaniu przed tygodniem z Lechem narobiła sobie smaku na kolejne punkty w starciu z faworytem.

Długo nie musieliśmy czekać na bramkę otwierającą spotkanie, bo już w 4 minucie za sprawą Jankowskiego Arka wysunęła się na prowadzenie.

Podanie ze skrzydła od Koleva przejął będący w polu karnym Jankowski i uderzył na bramkę Radosława Cierzniaka. Strzał był zdecydowanie do obrony, lecz bramkarz stał jak zamurowany, 0:1!

Kolejne minuty to pokaz niezdarnej Legii, brakowało rozegrania i zimnej krwi wobec wysokiego pressingu zawodników Arki, środek pola gospodarzy wydawał się nie dojechać na mecz. Podania od obrońców pomijały drugą linię Legii, a dla zawodników z Gdyni taka gra była jak najbardziej na rękę. Z długimi piłkami nie radził sobie ani Carlitos, ani Szymański, każde ich dotknięcie piłki kończyło się stratą.
Za to z każdą minutą goście wydawali się coraz pewniejsi swego w Warszawie. Głównym motorem napędowym był Zarandia, który bez problemu radził sobie z defensywą Legii, Hlousek wraz z Kucharczykiem raz za razem byli ośmieszani przez Gruzina i gdyby jego koledzy zachowali zimniejszą krew prawdopodobnie sytuacja Legii z minuty na minutę mogła by być gorsza.
Na pierwszy pozytyw ze strony zawodników stołecznego klubu widzowie musieli czekać do 45 minuty, gdy za sprawą Kucharczyka Legia wyrównała na 1:1.

Dośrodkowanie z narożnika przez Antolicia spada dokładnie na głowę Wieteski, który przedłużając piłkę dogrywa do niepilnowanego Kucharczyka, który bez żadnych problemów kieruje piłkę do pustej bramki!

Po przerwie Legia wydawała się jakby śmielsza, odważniej zaatakowała, środek pola wydawał się żywszy i bardziej zmotywowany.
Mimo tych plusów Arka nadal solidnie przeciwstawiała się atakom gospodarzy. Długie piłki na Carlitosa nie zdawały egzaminu, dośrodkowania padały łupem obrońców Arki, a przy rozegraniu nadal brakowało ostatniego podania.
Arka im bliżej końca tym bardziej cofała się do defensywy co całkowicie zastopowało zapędy Legii, która nieskutecznie próbowała znaleźć choć małą dziurkę w defensywie.
Piłkarze nie za każdą minutą dostarczali coraz mniej emocji, a trybuny ożywiały tylko niezrozumiałe decyzje arbitra głównego tego spotkania - Pawła Gila.
Szczególnie udało się to w końcowych minutach meczu, gdy popełnił dwa rażące błędy w jednej akcji, gdzie nie zauważył wyraźnego spalonego Carlitosa, a w dalszej akcji nie odgwizdując ewidentnego faulu Maricia na utrzymującym się przy piłce Hiszpanie.

Ciężko o tym meczu napisać coś więcej niż to, że nie dostarczył za dużo emocji kibicom Legii i Arki. Akcje po obu stronach wydawały się bardzo niedokładne, a piłkarze jakby ociężali. Jedyne czego nie można odmówić temu spotkaniu to rezultatu, remis to sprawiedliwy wynik dla obu ekip, choć napewno cenniejszy łup dla gości.

 


Avatar
Data publikacji: 29 września 2018, 0:40
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.