Adrian Gryszkiewicz
fot. Warta Poznań
Udostępnij:

Adrian Gryszkiewicz ze szczerym wyznaniem. „Nie wszystko potoczyło się po mojej myśli” [WYWIAD]

Swoją przygodę z piłką nożną rozpoczął w wieku 7 lat w Gwarku Zabrze, w którym grał nieprzerwanie do 18 roku życia. Później próbował swoich sił w Górniku Zabrze, SC Paderborn 07 i Rakowie Częstochowa. W ostatnim z wymienionych klubów borykał się z ciężką kontuzją, która wykluczyła go z gry na kilka miesięcy. Latem był bliski dołączenia do Korony Kielce, ale ostatecznie do transferu nie doszło. Od końca października 2024 roku Adrian Gryszkiewicz jest piłkarzem Warty Poznań. W rozmowie z portalem Pilkarskiswiat.com środkowy obrońca opowiada o swojej karierze.

 

Karolina Kurek: Jak dużo wyrzeczeń w dzieciństwie kosztowało Cię zostanie piłkarzem zawodowym?

Adrian Gryszkiewicz: Dobre pytanie. Od małego piłka nożna była dla mnie była dla mnie najważniejsza. Swoją przygodę z piłką nożną rozpocząłem w wieku 7 lat w klubie Gwarek Zabrze. Uważam, że nie było to ani późno, ani wcześnie. Pamiętam, że wtedy trenowaliśmy chyba dwa razy w tygodniu. Od małego dziecka naciskałem rodziców, żeby zapisali mnie do klubu, bo chciałem jeździć na treningi i uprawiać ten sport. Piłka dla mnie była jest i myślę, że będzie dla mnie najważniejsza.

Grając w Gwarku Zabrze mieszkałeś z rodzicami czy w bursie?

- W tamtym okresie mieszkałem na szczęście w domu. Urodziłem się w Bytomiu, gdzie mieszkałem, a że z Bytomia do Zabrza jest niedaleko, to dojeżdżałem na treningi z rodzicami. Po ukończeniu gimnazjum zdecydowałem się kontynuować swoją edukację w szkole sportowej Gwarka Zabrze. Wtedy treningi odbywały się codziennie po południu, a w weekendy graliśmy mecze.

Epizod w Górniku Zabrze to najlepszy czas w twojej dotychczasowej karierze?

- Tak, zdecydowanie mój najlepszy czas był w Górniku Zabrze. Spędziłem tam cztery lata i dojrzewałem jako piłkarz i człowiek, miałem też okazję z Górnikiem zagrać w eliminacjach do Ligi Europy. Tych wspomnień z czasów Górnika nigdy nie zapomnę. Trzymam za nich kciuki i im kibicuję do dziś. Nie wiem, czy wiesz, ale Gwarek Zabrze jest szkolnym klubem i po liceum nie było już możliwości dalszego trenowania w nim. Po ukończeniu trzeciej liceum trzeba zmienić klub. Albo ktoś cię wyskautuje i przejdziesz do innego klubu, albo sam znajdziesz sobie drużynę.

A jak było w Twoim przypadku?

- Pół roku przed ukończeniem liceum, a zarazem swojej przygody z Gwarkiem Zabrze, Górnik Zabrze zaczął pojawiać się na moich meczach. W tamtym sezonie spadliśmy z Centralnej Ligi Juniorów, w której regularnie występowaliśmy w poprzednich sezonach. Dość dobrze sobie wtedy radziłem. W CLJ grałem z chłopakami starszymi o dwa lata. Byłem też kapitanem drużyny i strzeliłem sporo goli. Górnik mnie obserwował i zaprosił na testy. Najpierw przyszedłem na test mecz. Po tym test meczu poinformowano mnie, że pojadę z pierwszą drużyną Górnika Zabrze na obóz do Czech. Pojechałem na ten obóz wraz z innymi młodymi zawodnikami Górnika. Plan na nas był taki, że jak dobrze się pokażemy, to będziemy mieć szansę pojechać na drugi obóz Górnika, w tym samym okresie, który odbywał się na Cyprze. Pojechałem na ten obóz. Podczas niego grałem w meczach sparingowych. Po powrocie z obozu jeszcze nie miałem podpisanego profesjonalnego kontraktu z Górnikiem, podpisałem go dopiero przed swoim pierwszym meczem w Górniku.

Ile miałeś lat, kiedy zadebiutowałeś w Górniku?

- Miałem 18 lat.

Z pewnością pierwszy mecz w barwach Górnika Zabrze był dla Ciebie wyjątkowy.

- Tak, to był ważny mecz. Niestety, nie udało nam się go wygrać. Przegraliśmy z Wisłą Płock 4:2, choć z tego, co pamiętam, prowadziliśmy w meczu 2:0. Ten debiut dla mnie, chłopca, który przyszedł z juniorów Gwarka Zabrze, był wspaniałym uczucie, ponieważ nie tylko po raz pierwszy w swojej karierze zagrałem w Górniku Zabrze i Ekstraklasie, ale również w piłce seniorskiej. Ulżyło mi, że zagrałem w tym pierwszym meczu po podpisaniu kontraktu z Górnikiem.

W 2022 roku trafiłeś do klubu z 2. Bundesligi, SC Paderborn 07. Do Niemiec jechałeś z nastawieniem: muszę za wszelką cenę się przebić?

- Oczywiście z taką myślą dołączałem do drużyny. Moje przejście do SC Paderborn wyglądało tak, że kończył mi się kontrakt w Górniku Zabrze. Już zimą interesował się mną SC Paderborn i jeszcze inny klub. To był ostatni gwizdek dla Górnika, żeby zarobić na mnie, ale Górnik nie zdecydował się mnie puścić i latem odszedłem za darmo do SC Paderborn. Będąc w Górniku, w ostatnich dwóch czy trzech miesiącach borykają się z kontuzją mięśniową i nie grałem. Po dołączeniu do SC Paderborn musiałem się szybko wdrożyć w drużynę i szedłem tam z myślą, żeby walczyć i grać. Do każdego klubu dołączałem z taką myślą, żeby grać i to jest dla mnie najważniejsze.

Nie wszystko jednak poszło po twojej myśli w SC Paderborn. Tam prawie w ogóle nie grałeś.
- Tak, zagrałem tylko jeden mecz w Pucharze Niemiec.

Co poszło nie tak? Czy trener wyjaśnił Ci, dlaczego nie grałeś?

- Trener powiedział mi, że muszę dostosować się do sposobu gry drużyny, szybkości w lidze oraz nowego stylu taktycznego. Jednocześnie dodał, że potrzebuję więcej czasu na wdrożenie się do drużyny, ale tak naprawdę nie dostawałem zbyt wielu szans. Nawet nie jeździłem na mecze, bo byłem poza kadrą meczową, więc to było dla mnie bardzo ciężkie.

A jak było wtedy z Twoją znajomością języka niemieckiego?

- To jest ciekawa kwestia. W każdej klasie w szkole miałem lekcje z języka niemieckiego, a wyjeżdżając do Niemiec, miałem problem z porozumiewaniem się w ich ojczystym języku. Znałem jedynie pojedyncze słowa, liczby czy gramatykę, której uczy się w szkole. Dla mnie czarną magią było składanie zdań w języku niemieckim czy rozmowa z drugim człowiekiem. Tak naprawdę musiałem nadganiać wszystkie lata szkoły, odkąd tam pojechałem. Dwa razy w tygodniu miałem lekcje z języka niemieckiego, ale nauka nie była łatwa, bo byłem tam tylko pół roku. W nauce nie pomagał również fakt, że trener SC Paderborn, Lukas Kwasniok, urodził się w Polsce. W wieku 6 lat wyjechał do Niemiec, więc potrafił mówić po polsku. Na początku, kiedy czegoś nie rozumiałem na treningu, trener próbował mi pomagać, tłumacząc różne kwestie, ale później stwierdził, że nie może mi wszystkiego na bieżąco tłumaczyć na boisku po polsku, więc jak czegoś nie wiedziałem, to pytałem kolegów z drużyny, z którymi porozumiewałem się po angielsku.

Rozmowa po angielsku była dla Ciebie łatwiejsza niż po niemiecku?

- Tak, potrafiłem komunikować się w języku angielskim. Będąc w Górniku Zabrze, miałem dodatkowe zajęcia z języka angielskiego z native speakerem [osobą, dla której dany język obcy jest językiem ojczystym - przyp.red]. Raz w tygodniu spotykałem się na kamerce z nauczycielem, aby jak najszybciej się nauczyć tego języka. Wyjeżdżając do Niemiec, potrafiłem mówić po angielsku i w tym języku porozumiewałem się w klubie z innymi zawodnikami, choć w szatni obowiązywał język niemiecki. Jak jesteś w Niemczech, to mówią, że musisz się tam nauczyć ich ojczystego języka. To coś na zasadzie: "Jak jesteś u nas, musisz się tego nauczyć".

Pół roku później trafiłeś do Rakowa Częstochowa. Zdradzisz kulisy?

- Nie pasowało mi to, że tak wygląda moja sytuacja. Chciałem grać i nie byłem zadowolony z tego, że nie grałem, więc poszedłem na rozmowę z trenerem. W tamtym okresie zadzwonił też do mnie trener Marek Papszun, żebym przyszedł do Rakowa Częstochowa. Zresztą mój agent także przekazał mi informację o zainteresowaniu ze strony Rakowa. Gdy padła propozycja, poszedłem na rozmowę z trenerem Paderborn, który powiedział mi wprost, że moja sytuacja diametralnie się nie zmieni, więc uznałem, że czas odejść. Zakomunikowałem to trenerowi, ponieważ chciałem grać i dlatego zdecydowałem się odejść do Rakowa.

Jak wspominasz współpracę z trenerem Markiem Papszunem?

- Wspominam dobrze. Jest to trener z dużą wiedzą piłkarską. Trafiłem do Rakowa w styczniu 2023 roku, kiedy drużyna przebywała na obozie treningowym w Turcji. Obóz trwał w sumie trzy tygodnie, a ja dołączyłem na ostatnie 10 dni. Normalnie tam trenowałem. Później wróciliśmy do Częstochowy, a moja sytuacje nadal się nie poprawiła. To był też sezon mistrzowski Rakowa Częstochowa, gdzie po pierwszej rundzie Raków zajmował pierwsze miejsce i z tego względu nie było łatwo wskoczyć do składu. Drużyna wygrywała i pierwsza jedenastka się nie zmieniała.

W Rakowie na Twojej pozycji była duża rywalizacja.

- Tak, środkowych obrońców było sporo. Milan Rundić, Zoran Arsenić, Stratos Svarnas, Tomas Petrasek, Andrzej Niewulis, Bogdan Racovitan. Tak jak już mówiłem - przychodząc do jakiegokolwiek klubu, zawsze chcę walczyć o skład i robić wszystko, żeby grać. Jednak nie potoczyło się to wszystko, tak jak miało się potoczyć. Nie zagrałem w pierwszej drużynie Rakowa, bo trener nie rotował składem. Ta sama jedenastka grała w lidze i w Pucharze Polski, a ja dostawałem swoje szanse jedynie w drugiej drużynie. Dwa miesiące po transferze do Rakowa rozwaliłem kolano. Doznałem uszkodzenia chrząstki stawowej w kolanie oraz łąkotki.

Ona wykluczyła Cię z gry na 45 meczów. Jak zareagowałeś, gdy usłyszałeś od lekarzy diagnozę?

- Nie chciałem wierzyć, że jest aż tak źle. Lekarze mówili mi, że po roku będę mógł wrócić na boisko, bo jest to dość poważna kontuzje. Byłem załamany, bo stało się to po dwóch miesiącach od dołączenia do klubu, a ja dopiero co wdrażałem się w taktykę, której było dużo w Rakowie. Ciężko było mi uwierzyć, że jest aż tak źle, ale badania potwierdziły to, że uszkodziłem dość sporą część chrząstki oraz łąkotki.

Czy w procesie rehabilitacji czułeś wsparcie klubu?

- Tak, klub wspierał mnie w tym ciężkim dla mnie czasie. Zabieg udało mi się zrobić w Barcelonie u doktora Ramona Cugata, który jest jednym z topowych lekarzy na całym świecie. Chyba był jednym z pierwszych doktorów, który stosował metodę, którą ja miałem robioną. Można powiedzieć, że to był taki przeszczep. Pobrano mi szpik kostny, którym następnie pokryto uszkodzoną powierzchnię. Części chrząstki, które były odłamane, były nadlewane. Zabieg się udał. Przez 12 tygodni chodziłem o kulach i w tym czasie nie mogłem stanąć na operowanej nodze, żeby jej nie obciążyć. To był bardzo dla mnie ciężki czas. Rehabilitacja była żmudna. Na siłowni robiłem jedynie ćwiczenia korekcyjne czy siłowe na górne części ciała. Rehabilitację odbywałem w klinice Amiro w Knurowie pod okiem fizjoterapeuty i trenerki prowadzącej, którzy w przeszłości zajmowali się już pacjentami po operacji chrząstki kolana. Wiedzieli, jak się zachowywać, co robić i dużo mi pomagali. Jestem zadowolony, że miałem możliwość zrobienia tego zabiegu u doktora Cugata. Ostatecznie wróciłem do zdrowia po ośmiu miesiącach, czyli cztery miesiące wcześniej niż przewidywano. Pod kontuzję miałem specjalną dietę. Współpracowałem z dietetykiem, który ułożył mi jadłospis tak, żeby niwelował moje stany zapalne w kolanie i przyspieszał procesy gojenia. Tak naprawdę robiłem wszystko, żeby wrócić szybko na boisko.

Co jest cenniejsze w Twoim CV? Mistrzostwo Polski zdobyte z Rakowem czy gra w reprezentacji Polski do lat 20?

- Myślę, że obie rzeczy są dla mnie cenne. Mam trochę niedosytu, jeśli chodzi o mistrzostwo Polski z tego względu, że nie udało mi się zagrać w pierwszej drużynie w tym sezonie mistrzowskim, ale medal mam, więc można go wpisać do CV. Jeśli chodzi o mistrzostwa świata z reprezentacją Polski do lat 20. Niesamowite przeżycie. Szczególnie, że odbywały się one w Polsce. Ten turniej był dla mnie fajnym przeżyciem. Szkoda, że na mistrzostwach świata nie udało nam się zajść dalej. Byłem niezadowolony, że nie grałem wszystkiego na tym turnieju. Z tego, co pamiętam, udało mi się zagrać z Tahiti, ale super sprawa zagrać na takich mistrzostwach. Bardzo duże przeżycie.

Będąc na zgrupowaniu kadry do lat 20 widziałeś różnice między tobą a zawodnikami trenującymi za granicą?

- Myślę, że aż tak dużej różnicy nie dostrzegałem. Zagraniczni zawodnicy byli dobrzy. Widać było, że zostali wyszkoleni przez zachodnie kluby. Świetnie radzili sobie z piłką na boisku.

Przed transferem do Warty Poznań byłeś na testach w Koronie Kielce, ale ostatecznie do niej nie dołączyłeś. Dlaczego?

- Tak, przebywałem na testach w Koronie. Zagrałem w dwóch sparingach - z Radomiakiem Radom i z Ruchem Chorzów. Ostatecznie nie doszło do podpisania kontraktu. Nie dogadaliśmy się w kwestii kontraktu i nie trafiłem tam.

Zanim dołączyłeś do Warty Poznań, przez kilka miesięcy byłeś bez klubu. Jak to się stało? Jak spędziłeś ten czas?

- Trenowałem na Śląsku, z którego pochodzę. Ćwiczyłem na siłowni z trenerem przygotowania motorycznego i miałem treningi indywidualne na boisku. Do tego starałem się biegać na zewnątrz i w hipoksji. Robiłem wszystko, żeby być gotowy do gry, jeśli znajdzie się klub.

A zdarzyło Ci się biegać po górach albo po lesie?

- Wiem do czego nawiązujesz. Do słów trenera [Piotra Klepczarka - przyp.red] z konferencji prasowej, że przyszedłem z lasu. W górach nie biegałem, ale zdarzyło mi się biegać po lesie. Biegałem w hipoksji, nie wiem, czy wiesz, co to jest?

Bieżnia znajduje się w szczelnie zamkniętym pomieszczeniu.

- Tak, jest tam takie pomieszczenie zamknięte. W środku znajduje się bieżnia, biega się w tym pomieszczeniu przez aparaturę. Ilość tlenu jest tam taka jak w górach.

Co poczułeś, kiedy przyszła oferta z Warty Poznań?

- Poczułem ulgę i byłem szczęśliwy, że mogłem trafić do Warty. Od czerwca byłem bez klubu, nie licząc mojej dwutygodniowej przygody w Koronie Kielce. To był dla mnie ciężki czas, dlatego też chciałbym podziękować Warcie Poznań, dyrektorowi sportowemu oraz trenerowi za danie mi szansy i zaufanie, którym mnie obdarzyli. Moim celem jest, żeby wrócić i pokazać, że dalej potrafię grać w piłkę i mogę pomóc zespołowi.

Czego oczekujesz po transferze? Jakie są Twoje cele?

- Chciałbym pomóc Warcie w każdym meczu, tak jak ona pomogła mi, wyciągając rękę, gdy byłem bez klubu. Pomóc Warcie w powrocie do Ekstraklasy, gdzie jest miejsce Warty. Jeśli chodzi o cele indywidualne, to chciałbym być zdrowy, grać i odwdzięczać się dobrą dyspozycją na boisku.

A co sądzisz o poziomie piłkarskim Warty Poznań?

- Nasze miejsce w tabeli nie odzwierciedla jakości i potencjału naszej drużyny. Odkąd dołączyłem do Warty, zagrałem trzy mecze. Uważam, że wynik w Pucharze Polski z Zagłębiem Lubin nie odzwierciedlał tego, co działo się na boisku. Dwie bramki straciliśmy ze stałych fragmentów gry. W meczu z Chrobrym od drugiej połowy graliśmy w dziesiątkę, ale dowieźliśmy wynik 1:0 do końca i wygraliśmy mecz. W starciu z Odrą było dużo walki i trzeba było zostawić dużo zdrowia na boisku. Mimo wszystko uważam, że mamy dobry zespół, aby punktować w każdym meczu.

Jak ci się układa współpraca z trenerem Piotrem Klepczarkiem?
- Uważam, że ta współpraca się układa. Czuję od trenera zaufanie i wsparcie. Na treningach i meczach robię wszystko, żeby tego zaufania nie stracić.

Widzisz jakieś podobieństwa między nim a trenerem Markiem Papszunem?

- Jeśli chodzi o treningi i pomysł na grę, to dostrzegam podobieństwo. Obaj trenerzy żyją piłką w takim sensie, że zwracają uwagę na wszystko. Chcą, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik pod względem mentalnym, taktycznym czy motorycznym, więc w tym aspekcie dostrzegam największe podobieństwo.

Czy lepiej czujesz się w drużynie, która jest nastawiona na ofensywne granie czy defensywne?

- Jestem zawodnikiem, mieć piłkę przy nodze i wprowadzać ją do gry. Mam świadomość tego, że jako środkowy obrońca jestem rozliczany z działań defensywnych, ale mimo wszystko lubię mieć piłkę przy nodze i zaczynać akcję z defensywy. Nie patrzę jednak pod takim kątem, gdzie się czuję lepiej, czy w drużynie skupiającej się na defensywie, czy ofensywie. Staram się grać jak najlepiej i wywiązywać się ze swoich zadań.

Jakie są Twoje mocne strony?

- Nie lubię mówić o sobie, ale gdybym miał wskazać swoje mocne strony, to wymieniłbym fizyczność, grę w kontakcie, szybkość i wprowadzenie piłki.

Ja bym jeszcze do tego dodała umiejętność gry lewą nogą.

- Tak, gra lewą nogą, wprowadzanie piłki i podania omijające dwie linie to jest atut mojej gry.

Rozmawiała Karolina Kurek


Avatar
Data publikacji: 20 listopada 2024, 8:55
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.