fot.
Udostępnij:

„Życzę Legii półfinału” – Tomasz Dziubiński

Lubimy narzekać na poziom polskiego futbolu, ale zapominamy przy tym, że pod wieloma względami jesteśmy wiele lat do tyłu w porównaniu do krajów zachodnich, które zresztą cały czas idą do przodu. Musimy zachować spokój, uzbroić się w cierpliwość i cieszyć się z tego, co już udało się osiągnąć. Mnóstwo jest jeszcze do zrobienia, ale między innymi przykład Legii pokazuje, że zmierzamy w dobrą stronę – mówi Tomasz Dziubiński, były napastnik polskich i belgijskich klubów, a obecnie trener III-ligowej Broni Radom.

 

 

Tak wysoka wygrana Legii w Bełchatowie w minionej kolejce była dla pana zaskoczeniem?

W żadnym wypadku. Uważnie śledzę poczynania tej drużyny – między innymi z tego względu, że dość często bywam ostatnio w Warszawie z racji uczestnictwa w kursie trenerskim UEFA A – i muszę przyznać, że Legia jest obecnie zdecydowanie najmocniejszą ekipą w kraju.

Czy to już jest ten moment, kiedy Legia zacznie odjeżdżać rywalom w ekstraklasie?

Myślę, że na krajowym podwórku ciężko będzie któremukolwiek zespołowi nawiązać równorzędną walkę i Legia spokojnie sięgnie po kolejny tytuł mistrzowski. Jestem za to bardzo ciekawy, jak legioniści poradzą sobie dalej w europejskich pucharach. Wiadomo, że w następnej rundzie wiele będzie zależeć od losowania. Bo mimo wszystko, Legia nie jest jeszcze drużyną, po której mamy prawo oczekiwać, że dojdzie bardzo wysoko – na przykład do półfinału. Chociaż oczywiście życzę jej tego z całego serca.

Z tego ligowego peletonu kto w obecnej dyspozycji ma największe szanse przezimować za plecami Legii?

Dużo więcej, jak chyba większość obserwatorów, spodziewałem się po Lechu Poznań. Liczyłem, że będą wyżej w tabeli i z pokaźniejszym dorobkiem punktowym. Patrząc na aktualną sytuację w czołówce, chciałbym, aby to Wisła, czyli mój były klub, w barwach którego zdobywałem tytuł króla strzelców, utrzymał pozycję wicelidera. Różnicowe punktowe między drugim i szóstym zespołem są na razie minimalne, co zapowiada nam ogromne emocje w końcowej fazie rozgrywek. A tak na marginesie – jestem dużym zwolennikiem reformy z podziałem na grupę mistrzowską i spadkową. Siedem ostatnich meczów minionego sezonu wyglądało zupełnie inaczej niż w poprzednich latach. Do samego końca oglądaliśmy walkę, nie było żadnego odpuszczania, bo nikt do końca nie mógł być niczego pewien. Wiem, że ta nowa formuła rozgrywek ma też wielu przeciwników, ale dla mnie jest to fajna sprawa i cieszę się, że pomysł jest kontynuowany.

Włodzimierz Lubański większe szanse na zwycięstwo w dzisiejszym meczu Ligi Europy daje Legii, ale jak wynika z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna – mimo kompletu zwycięstw w fazie grupowej – mistrzowie Polski nie są faworytem w konfrontacji z Lokeren. Panu bliżej jest do czyjego stanowiska?

Sytuacja w tabeli i dotychczasowe mecze faktycznie pozwalają upatrywać faworyta w Legii. Tyle że Legia wyjście z grupy ma już zapewnione i do końca nie jest wiadomo, czy trener Henning Berg zdecyduje się wystawić najmocniejszą jedenastkę, czy znów zdecyduje się na rotację w składzie. Lokeren z kolei ma już bardzo małe szanse na awans i tylko wygrana je przedłuży. Zapowiada się zatem bardzo ciekawe widowisko i tak naprawdę można się spodziewać każdego rezultatu.

A pan jaki wynik przewiduje?

Przeczucie mówi mi, że spotkanie zakończy się bramkowym remisem – 1:1 albo 2:2. Legia we wcześniejszych meczach grała otwartą piłkę i spodziewam się, że tym razem będzie podobnie.

Jakiej atmosfery można się spodziewać na stadionie w Lokeren?

Raczej nie będzie cicho i spokojnie. Stadiony w Belgii generalnie nie są dużymi obiektami i dość łatwo na nich zaprowadzić na nich wspaniałą, piłkarską atmosferę. Poza tym, słyszałem, że Belgowie zwiększyli pulę biletów dla warszawskich kibiców. Nie bez znaczenia będzie również fakt, iż Lokeren – z racji dawnych występów tam Włodzimierza Lubańskiego i Grzegorza Laty – jest uważany za taki belgijsko-polski klub. Starsi kibice doskonale pamiętają tam jeszcze słynny atak L-L-L, który uzupełniał Duńczyk Preben Elkjaer Larsen.

Jeszcze niedawno absencja Miro Radovicia spędzałaby sen z powiek kibiców Legii. Teraz jego nieobecność przechodzi niemal bez echa wobec znakomitej formy Ondreja Dudy…

Często w naszym kraju zapominamy, że piłka nożna to gra zespołowa i wypadnięcie nawet najważniejszego ogniwa wcale nie musi oznaczać, że drużyna nagle przestanie grać. Często dzieje się wręcz odwrotnie, bo inni zawodnicy mogą wówczas szerzej rozwinąć skrzydła i pokazać na co ich stać. Tym bardziej w Legii, którą spokojnie można już określić mianem europejskiego zespołu średniej klasy, gdzie w rezerwie są zawodnicy dający trenerowi Bergowi spory komfort przy ustalaniu składu.

Wracając do Dudy – spodziewał się pan, że jego talent rozwinie się tak szybko i na taką skalę?

Ondrej w każdym praktycznie meczu potwierdza, że drzemie w nim ogromny potencjał. A pamiętać trzeba, że ten chłopak za kilkanaście dni skończy dopiero 20 lat. Bez wątpienia był to jeden z najbardziej udanych transferów Legii w ostatnim czasie. Potwierdzają to już także coraz częstsze zapytania o Słowaka ze strony zagranicznych klubów. Pozostaje mieć nadzieję, że naszym klubom będzie się udawało tak w Polsce, jak i w krajach sąsiednich wyławiać jak najwięcej takich „perełek”, które można później z zyskiem wytransferować na Zachód. Inna sprawa, czy dany zawodnik jest już w konkretnym momencie przygotowany do gry w innej lidze. Przykłady Rafała Wolskiego czy Dominika Furmana pokazują, że bardzo trudno jest przebić się młodym piłkarzom z naszej ligi we Włoszech czy Francji.

A co pan sądzi o możliwości ponownego sprowadzenia Artura Boruca do Legii? Czy nie lepiej dla tego klubu byłoby szykować do gry między słupkami jakiegoś młodszego zawodnika, tak jak to do tej pory się odbywało?

Działacze z Łazienkowskiej muszą sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Czy postawić na doświadczonego chłopaka, który wypromował się w Legii i teraz na zakończenie kariery może jeszcze wskoczyć do bramki na 2-3 lata? Czy też ogrywać jakiegoś młodego zawodnika, którego za kilka sezonów będzie można korzystnie sprzedać do innego klubu? Osobiście mam bardzo mieszane uczucia w tym temacie i trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć.

Czy pomimo tak imponującego bilansu tej jesieni jest coś, co pana niepokoi w grze Legii?

Z pewnością jest kilka mankamentów, ale sztuką jest wygrywać mimo ich występowania. A to się Legii doskonale udaje. Wystarczy choćby przypomnieć ligowy mecz z Lechią Gdańsk, kiedy goście wyraźnie przeważali w drugiej połowie, ale na koniec z boiska schodzili pokonani. Wystarczył jeden dobrze rozegrany stały fragment gry w końcówce i wcześniejsze statystyki meczowe przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Oglądałem to spotkanie z trybun i zaimponowało mi, w jaki sposób legioniści odwrócili losy rywalizacji. Niewątpliwie łatwiej obecnie jest rozmawiać o atutach Legii niż jej słabościach. Takich jak najmocniejszy w całej ekstraklasie środek pola – z Ivicą Vrdoljakiem, Tomaszem Jodłowcem i wspomnianym Dudą. Naprawdę wygląda fajnie się ich ogląda.

 

Źródło: FourFourTwo


Avatar
Data publikacji: 27 listopada 2014, 12:10
Zobacz również