Grenlandia: Gdy na przekór wszystkiemu starasz się spełniać swoje futbolowe marzenia. cz. 2

greenland.com

Druga część artykułu traktującego o piłce na Grenlandii. Drogi czytelniku, jeżeli nie czytałeś części pierwszej to nim zapoznasz się z poniższym tekstem radzimy sięgnąć do tego wcześniejszego.

Niedźwiedzi polarnych życie marzeniami

Jakikolwiek piłkarski rozwój na terenie Kalaallit Nunaat, [z gren. Kraina ludzi, czyli Grenlandiaprzyp.red.] nawet taki, który nie wymaga pomocy z zewnątrz, jest możliwy, ponieważ piłka na Grenlandii istnieje tak naprawdę od… zawsze. Kiedy zapytasz mieszkającego tam Inuitę o to kiedy futbol zawitał do jego krainy, odpowie, że łaciatą kopali już jego dalecy przodkowie oraz doda, iż na północy grano przy pomocy piłki długo przed tym nim Brytyjczycy w ogóle wpadli na pomysł, że to może być ciekawe. Wszystko dlatego, iż w zamierzchłych czasach na największej wyspie świata grano w grę łączącą zasady dzisiejszej piłki nożnej oraz rugby. Naprzeciw siebie stawały dwie drużyny, tworzone bez limitu liczby zawodników, których celem było umieszczenie kuli w bramce rywali. Z tym, że taka bramka mogła być faktycznie jakimś obszarem konkretnie zaznaczonym np. przez kamienie, ale równie dobrze mogła być oceanem po jednej lub drugiej stronie okolicznej osady. Niekiedy też odległości między bramkami nie były liczone w metrach, a kilometrach, więc nietrudno jest sobie wyobrazić, że bieganie za piłką uszytą ze skóry foki mogło trwać cały dzień a nawet dłużej. Szczególnie, iż koniec meczu obwieszczano dopiero w momencie, gdy jedna z drużyn poddawała się w całości nie mając sił grać dalej. W czasie tej pradawnej rozgrywki, zawodnicy musieli bardzo uważać na kilka czynników: po pierwsze był nim oczywiście lód, przez który dość łatwo mogli się uszkodzić, drugi to grożący wychłodzeniem organizmu ocean, a trzecim okazywały się bielutkie, niczym okoliczny śnieg, niedźwiedzie polarne. To właśnie ze względu na te zwierzęta, mocno utrudniające znienacka grę, aktualna reprezentacja krainy nosi przydomek „Niedźwiedzie” lub też „Niedźwiedzie Polarne”.

Wiadomo, że mieszkańcy Grenlandii chcieliby, aby ich piłkarze grali na mundialu lub choćby w jego eliminacjach, jednakże aktualnie muszą obejść się smakiem, wobec braku członkostwa GBU w FIFA. Jak do tej pory „Niedźwiedzie” dwukrotnie składały akces do światowej centrali piłkarskiej – niestety zarówno w latach 90., jak i w 2011 roku na wyspę przysyłano pismo o odrzuceniu wniosku. W obu przypadkach najpierw starano się o pełne członkostwo, czyli m.in. o możliwość udziału w eliminacjach do mistrzostw świata oraz wsparcie finansowe, którego FIFA udziela mniejszym związkom piłkarskim, jednak wobec odmów rewidowano oczekiwania tylko do uzyskania pozwolenia na rozgrywanie sparingów z „normalnymi” reprezentacjami pokroju Danii czy Islandii, a nie tylko z tymi niezrzeszonymi w organizacji aktualnie sterowanej przez Gianniego Infantino. FIFA szczególnie mocno zawiodła Inuitów, kiedy sześć lat temu na wyspie pojawili się kolejno Sepp Blatter oraz Michael Platini, a przy okazji otwierania boiska w Qaqortoq mieszkańcy usłyszeli od Szwajcara, iż już niedługo będą członkami federacji – 365 dni później w GBU wylądowała druga odmowa. Niestety mimo okrojenia grenlandzkich próśb do minimum, hasło „For the Game. For the World” po dzień dzisiejszy nie ma swojego ucieleśnienia w północnej rzeczywistości, a dodatkowo światowa federacja za każdym razem pozostawia wciąż wydłużającą się listę zadań do wykonania by w przyszłości ewentualnie rozważyć kolejne próby akcesów.

Fot. Na zdjęciu widoczne są dwie rzeczy, które Grenlandia otrzymała od FIFA: boisko o wielkości parkietu do gry w piłkę ręczną oraz komplet znaczników.

Potrzebujemy obiektów piłkarskich z trybunami spełniających wymagania FIFA, rozgrywek, które trwają dłużej niż trzy miesiące, stabilniejszej organizacji oraz… juniorskiej reprezentacji kobiet.” – wymienia prezes Laursen – „Niestety mimo naszych starań FIFA zmieniła ostatnio regulacje odnośnie przyjmowania członków i będzie nam jeszcze trudniej”. Reprezentant B-67 ma na myśli prawo, które mówi, iż naród potencjalnie zainteresowany wstąpieniem do światowej federacji musi być najpierw członkiem kontynentalnego związku piłkarskiego. Z oczywistych względów politycznych Grenlandii jest teoretycznie bliżej do UEFA, jednakże ta od niedawna w swoje szeregi postanowiła przyjmować tylko tereny uznawane za niepodległe przez ONZ. Tak więc droga do piłkarskiej Europy wydaje się być dla „krainy ludzi” zamknięta na długi czas, chociaż pewne nadzieje daje sprawa Gibraltaru. Ta niewielka autonomia została przyjęta do UEFA w 2013 roku po tym jak Sportowy Trybunał Arbitrażowy w Lozannie dwukrotnie opowiedział się po jej stronie w sprawie wytoczonej przez nią organizacji piłkarskiej na Starym Kontynencie. Największa wyspa świata, mimo wsparcia ze strony Danii, nie ma jednak zamiaru dochodzić swoich racji na drodze sądowej, a fundamentem takiej decyzji może być oświadczenie CONCACAF, w którym ogłoszono, że federacje z Ameryki Środkowej i Północnej z chęcią przyjęłaby GBU w swoje szeregi.

W międzyczasie Grenlandia stara się wypełnić punkty nakreślone jej przez FIFA, a szczególnie ten najtrudniejszy odnośnie rozgrywek trwających dłużej niż przez jedną czwartą roku. Praktycznie jedynym rozwiązaniem, które na zawsze zamknęłoby problem z pogodą są wielkie hale, w których mieściłyby się pełnowymiarowe boiska o sztucznej nawierzchni. Tym samym Grenlandia mogłaby podążyć śladem Islandii, gdyby nie jeden drobny, ale znów powtarzający się problem… pieniądze. W „krainie ludzi” już po raz trzeci ruszyli z projektem wybudowania Nuuk International Sports Center, gdyż poprzednie dwa nie wypaliły. Najpierw, czyli w 2004 roku, zabrakło zainteresowania lokalnych władz. Sześć lat później, w czasie kiedy Sepp Blatter odwiedzał wyspę było już niemal wszystko: pełna wizualizacja projektu, plany, kosztorysy i wyznaczone miejsce pod budowę, ale FIFA wysłała negatywną odpowiedź wobec prośby o dofinansowanie działań. Blatter i spółka stwierdzili, że nie mogą nic zrobić, ponieważ Grenlandia nie jest członkiem ich organizacji, chyba, że wyspiarze wzięliby pomoc za pośrednictwem Danii. Na to jednak nie pozwalają regulacje prawne między federacjami korony oraz autonomii. I tym właśnie różni się aktualnie sytuacja Islandii i Grenlandii – członkostwem w FIFA. Z racji występów w imprezach spod szyldu UEFA oraz światowej federacji piłkarskiej Wikingowie dostają od obu z nich pokaźny zastrzyk gotówkowy, który byłby spełnieniem wszelkich marzeń futbolowych na największej wyspie świata. „Nie sądzę byśmy kiedykolwiek dostali jakiekolwiek pieniężne wsparcie z Danii czy FIFA. Fundusze na nasze największe marzenie, czyli całoroczną halę piłkarską musimy zebrać sami.” – z przykrością informuje Piłkarski Świat Christian Laursen. Znów nie mówimy tutaj o niewielkich pieniądzach, tylko o kwocie sięgającej w niektórych wyliczeniach nawet 15 milionów Euro – mniej więcej na tyle został wyceniony projekt hali w Nuuk. Dla porównania hala piłkarska stojąca na warszawskim Bródnie powstała ponoć za niewiele mniej niż… milion… złotych. Wysokie koszta budowy są niestety uzasadnione, ponieważ po pierwsze trzeba na Grenlandię dostarczyć odpowiednie materiały, a po drugie wyrównać i następnie wwiercić się w lodowo-skalisty grunt.

Fot. Marzenie Grenlandczyków wyrażone za pomocą jednego rysunku projektowego.

Wobec takich, a nie innych warunków GBU stwierdziło, że najlepiej będzie oczekiwać na przyjęcie do FIFA w organizacji zrzeszającej narody nie będące członkami związku kierowanego przez popularnego „Łysego”. I tak w połowie bieżącego roku Grenlandia wstąpiła w szeregi ConIFA, dzięki czemu będzie mogła brać udział w mistrzostwach świata „państw” nieuznawanych przez światową centralę futbolową. Następna ich edycja odbędzie się dopiero za dwa lata, jednakże w międzyczasie rozegrane zostaną kolejne Island Games, w których największa wyspa świata bierze udział już od jakiegoś czasu. Wyprawa na swego rodzaju Wyspiarskie Igrzyska jest sporym wyzwaniem zarówno dla piłkarskich działaczy z Grenlandii, jak i dla samych zawodników. Ci pierwsi muszą zorganizować wpierw swoim podopiecznym porządne zgrupowanie, w czasie którego będą oni mogli przestawić się z gry na żwirze na tę trawiastą wersję. Kalendarz jest tu bardzo istotny, ponieważ z reguły wraz z udziałem w Island Games taki wyjazd trwa około trzech tygodni i tu pojawia się problem dotyczący zawodników. Piłkarze wspomnianego wcześniej trenera Tekle Ghrebrelula oraz współpracującego z nim Inuity Rene Olsena muszą wziąć sobie wolne w pracy na czas trzech tygodni i kilkukrotnie już się zdarzało, że niektórzy z nich po powrocie z turnieju musieli szukać nowego pracodawcy. Inni, nie dostając odpowiednio długiego urlopu, wręcz sami musieli podjąć decyzję „o rzuceniu wszystkiego w cholerę” by móc spełniać swoje futbolowe marzenia. To pokazuje jak ważne jest dla grenlandzkich piłkarzy spełnianie marzeń o międzynarodowym graniu, a zarazem ile poświęcenia ono od nich wymaga.

Jeśli chodzi o same wyniki to Grenlandia niestety nie ma specjalnie czym się pochwalić. W latach 1989-95 „kraina ludzi” trzykrotnie zajmowała lokatę tuż za podium Island Games, ale później aż do 2013 roku regularnie kończyła swój udział na 8 pozycji i niżej. Niespodziewany przełom nastąpił właśnie 3 lata temu, kiedy to na turnieju na Bermudach „Niedźwiedzie Polarne” zdobyły srebrne medale zarówno wśród pań, jak i panów. W obu przypadkach lepsze w finale okazały się zespoły gospodarzy, którzy w męskim rankingu FIFA zajmują aktualnie 187 miejsce. Niewielu ludzi na świecie zapewne w ogóle orientuje się, iż istnieją takie rozgrywki jak Island Games, ale więcej osób z pewnością słyszało o jednym z najgłośniejszych starć reprezentacji „krainy ludzi”. Otóż w 2001 roku w stolicy Danii doszło do pojedynku Grenlandczyków z debiutującą na płaszczyźnie reprezentacyjnej drużyną z Tybetu. Towarzyskie spotkanie obu zespołów miało być zwykłym sparingiem bez większego znaczenia, jednakże wobec sprzeciwu chińskich władz, grożących embargiem na duńskie produkty, oraz interwencji samej FIFA mecz urósł do rangi wydarzenia. Piłkarski pojedynek 4:1 wygrały „Niedźwiedzie”, chociaż ich ostatecznego składu nie można było pełnoprawnie nazwać kadrą narodową. Mimo iż obecny był kapitan drużyny, Niklas Kreutzmann to ogromne braki w składzie uzupełniano Inuitami grającymi w lokalnych zespołach.

Fot. Reprezentacja Grenlandii w przerwie jednego z meczów Island Games 2015. W środku trener Tekle Ghrebrelul.

Po takiej analizie można by zacząć się zastanawiać po co w ogóle przejmować się istnieniem piłki na tak niedostępnym terenie jak duńska, wyspiarska autonomia. Otóż jest kilka ludzkich powodów, a jeden wręcz szczególny.

Bo futbol to siła kształtowana przez jej składowe

Pierwszym z nich jest… Jesper Gronkjaer, czyli jeden z najlepszych pomocników w historii reprezentacji Danii. Któż nie kojarzy byłego zawodnika Ajaxu, Chelsea czy Atletico Madryt? Chyba wszyscy go znają, choć nie wszyscy wiedzą, że przyszedł on na świat na Grenlandii. Skrzydłowy urodził się w 1977 roku w Nuuk, kiedy jego rodzina mieszkała tam ze względu na pracę znalezioną na wyspie przez ojca Jespera. Kilka lat później rodzina Gronkjaerów wróciła jednak do duńskiego Thisted, gdzie młodziutki wówczas Duńczyk trafił do szkółki lokalnego FC, a stamtąd już dalej do wielkiego futbolu. Mimo iż aktualnie 39-letni zawodnik nie był mocno związany z Grenlandią to tamtejsi mieszkańcy uważają go za swojego kamrata, ponieważ ten przyznaje, że piłkarskiego bakcyla złapał właśnie na północy.

Kolejną ważną osobistością grenlandzkiej piłki był Knud Fredrik Olsen. Reprezentant „krainy ludzi” w latach 70. grał w drużynie B-1903 Kopenhaga, czyli poprzedniku aktualnej FC Kopenhagi. Olsen przeszedł do historii, ponieważ potrafił wyrwać się z wyspy w czasach o wiele trudniejszych dla futbolu od tych współczesnych i grać w duńskiej ekstraklasie. Chociaż Olsen zasłużył na uznanie to ktoś inny swoimi czynami zyskał ogromny szacunek mieszkańców Grenlandii. Jan Nielsen,bo o nim mowa, to piłkarz, który nie zrobił oszałamiającej kariery, ponieważ przez wiele lat grał w B-67 by potem pokopać nieco w KR Reykjavik i zakończyć karierę w klubie stworzonym dla „Niedźwiedzi Polarnych” w Danii, czyli w kopenhaskim FC Nanoq. Dlaczego ten zespół nosi takie miano? Ponieważ „nanoq” po grenlandzku to właśnie niedźwiedź lub niedźwiedź polarny. Ten zespół to swego rodzaju spoiwo dla Inuitów mieszkających w Danii, ponieważ grają w nim sami przedstawiciele tego narodu, a głównym jego sponsorem jest Cafe Rex, czyli kopenhaski bar, gdzie na weekendzie imprezują Grenlandczycy. Kapitanem FC Nanoq jest Mads Mathiassen, który miał szansę grać w jednej drużynie z Nielsenem i potrafi wytłumaczyć dlaczego ten zawodnik zapisał się w pamięci grenlandzkich fanów piłkarskich: „Jan to prawdziwy pracuś i walczak, a do tego człowiek z fantastycznym przeglądem pola. Jako lewy pomocnik może nie zdobywał wielu bramek, jednakże miał wpływ na działania całego zespołu. Umiał nim dyrygować i miał kapitalny kontakt z każdym zawodnikiem z osobna. Jednym słowem był prawdziwym kapitanem oraz wspaniałym człowiekiem, nie dziwne więc, że w reprezentacji również zakładał na ramię opaskę kapitańską.

Fot. Knud Fredrik Olsen skacze do główki podczas ataku Gronlands Seminarius Sportklub. 07.09.1971 – GSS vs. T-41 1:0.

W zespole „Niedźwiedzi z Kopenhagi” Nielsen rozegrał niezbyt wiele spotkań, jednak swoim charakterem idealnie wpisał się w linię działań duńsko-grenlandzkiego klubu. Chociaż FC Nanoq jest drużyną piłkarską to jej główny cel wcale nie dotyka sfery futbolowej i nie jest to jakiś niedawny wymysł aktualnych działaczy, ale idea studentów, którzy utworzyli drużynę. Stało się to w 1979 roku, kiedy grenlandzcy żacy przybyli do Kopenhagi w poszukiwaniu nowych wyzwań naukowych. By dać swoim mózgom nieco odpocząć Inuici zbierali się, aby pograć w piłkę, jednakże tak naprawdę chodziło im bardziej o utrzymanie kontaktów w dość wąskim gronie obywateli największej wyspy świata. I tak każdemu meczowi najpierw sparingowemu, a potem ligowemu towarzyszyły liczne spotkania oraz imprezy, dzięki którym cała społeczność grenlandzka w Kopenhadze mogła swobodnie się integrować, nawet jeśli poszczególni jej członkowie nie interesowali się piłką. Tak FC Nanoq funkcjonują do dzisiaj o czym mówi Piłkarskiemu Światu wspomniany Mathiassen: „Piłka nożna jest siłą spajającą nas w jeden zespół, jednak nie jest czymś na czym koncentrują się działania klubu. Oczywiście futbol to nasza pasja i dzięki niemu w ogóle gramy, ale jako FC Nanoq chcemy tworzyć zaprzyjaźnioną grupę Grenlandczyków w Kopenhadze. Jednocześnie pragniemy przybliżać innym ludziom naszą ojczyznę.

Epicentrum takich działań ma miejsce 1 sierpnia każdego kolejnego roku, kiedy to podczas kulturowego festiwalu „Greenland in Tivoli”, który odbywa się w stołecznym wesołym miasteczku, [Czyli właśnie w Tivoli – red.] do Kopenhagi zjeżdża się ponad 50 tysięcy ludzi mniej lub bardziej związanych z Grenlandią i przebywa w mieście przez kilka dni. Wiedząc, iż duńska stolica jest wtedy pełna osób przychylnych autonomii, FC Nanoq do spółki z innym kopenhasko-grenlandzkim zespołem, Amarok FC [Z grenlandzkiego Wilki. – red.], starają się przybliżyć zainteresowanym piłkarską kulturę największej wyspy świata. Jak próbują tego dokonać? Rozgrywając mecz o nieoficjalne mistrzostwo Grenlandii w piłce na trawie. Co prawda ostatnio waga tych spotkań nieco zmalała, ponieważ Amarok nie zawsze mają możliwość wystawienia jedenastki pełnej Grenlandczyków i przez to uzupełniają skład Duńczykami. Nie zmienia to jednak faktu, iż nadal swego rodzaju finałem dwudniowego festiwalu jest mecz FC Nanoq – Amarok FC.

W ogóle w całej Danii istnieją aż 4 kluby stworzone typowo dla osadników z „krainy ludzi”, oprócz wymienionych już „Niedźwiedzi” i „Wilków” jest to również Aarluk Odense [z dun. Orki z Odense] oraz FC JAKIP Aalborg [JAKIP to skrót oznaczający po duńsku Organizację Grenlandzkich Studentów w Północnej Jutlandii]. W pewnym momencie wszystkie one wysłały do GBU zapytanie o możliwość uczestnictwa w mistrzostwach Grenlandii, a w tym samym czasie w Danii pojawił się temat zgłoszenia zespołu typowo z wyspy do duńskiego systemu rozgrywek. Oba pomysły szybko przepadły, gdyż chodziło odpowiednio o brak poparcia ze strony grenlandzkiej federacji oraz brak środków do pokrycia przelotów na mecze ligowe na Jutlandii. „Bardzo chcieliśmy grać w Coca-Cola GM. Zaznaczyliśmy, że przyjmiemy wszelkie postanowienia GBU, by móc uczestniczyć w tych rozgrywkach, jednak związek był nie ugięty. W zasadzie to nawet niespecjalnie wyrażał zainteresowanie naszą sprawą.” – opowiada Mathiassen. -” Może i gramy w 10.lidze, jednakże federacja wyraźnie dała nam do zrozumienia, że nawet jeśli się to zmieni to i tak nasza sytuacja się nie poprawi. Szkoda, ponieważ w pewnym momencie pisano o nas w grenlandzkich gazetach.„ A było to kilka lat temu, kiedy zespół kapitana Mathiassena znajdował się kilka poziomów wyżej w piłkarskiej strukturze Danii – wobec dobrej gry FC Nanoq, grenlandzka gazeta Sermitsiaq regularnie zamieszczała na swoich łamach relacje ze spotkań ligowych tego klubu. Jest to prawdopodobnie ewenement na skalę światową, aby w co tygodniowym wydaniu jakiegoś czasopisma obok informacji o meczach La Liga czy Premier League drukować sprawozdania z ligi okręgowej. Tym bardziej więc szkoda, iż GBU odrzuciła pomysł grenlandzkich drużyn urzędujących w Europie.

Fot. Drużyna FC Nanoq (na niebiesko) oraz ich rywali po tradycyjnym meczu rozgrywanym pierwszego sierpnia. Rok 2015.

Nowa, wewnętrzna nadzieja

Zastanawiając się dlaczego federacja postąpiła tak, a nie inaczej trzeba odnotować jeden ważny fakt. Otóż od kilku lat GBU mocno inwestuje w wyspiarski futsal, pozostawiając piłkę na świeżym powietrzu nieco na uboczu. Dzieje się tak od 2013 roku, kiedy to pełnoprawnie ruszyły pierwsze, oficjalne rozgrywki futsalowe na Grenlandii. Wszystko rozpoczęło się od mistrzostw zespołów do lat 18, ale momentalnie bakcyl został podchwycony przez młodszych i starszych, więc aktualnie w piłkę halową kopią prawie wszyscy. Nie jest to nic dziwnego, biorąc pod uwagę klimat największej wyspy świata, który od lat zmuszał Inuitów do rozgrywania meczów futbolu w zakrytych pomieszczeniach. Po uporządkowaniu wszelkich reguł boiskowych i tych dotyczących odpowiednich instytucji okazało się więc, że w czystym i pełnoprawnym futsalu Grenlandczycy są całkiem nieźli. „Wszystko dlatego, że od małego każdy gra w piłkę na hali przez większość roku. Z natury jesteśmy nie za wysocy, ale zrekompensowano nam to możliwością naprawdę szybkiego biegania, a dokładając do tego, uwarunkowane klimatycznie, regularne przebywanie na siłowni oraz kopanie na hali okazuje się, że mamy niezłą technikę i jesteśmy silni. Te 4 cechy sprawiają, iż grę w futsal mamy niemalże w genach.” – wyjaśnia PŚ Mads Mathiassen.

GBU nie próżnuje i aby wykorzystać odkrytą szansę dokłada wszelkich starań oraz wykłada prawie wszystkie pieniądze, by piłka halowa zataczała na Grenlandii coraz szersze kręgi. Są już tego pierwsze efekty, gdyż na przełomie listopada i grudnia tego roku futsalowe „Niedźwiedzie” wyjechały do Szwecji na pierwszy w historii piłkarstwa na największej wyspie świata turniej z udziałem reprezentacji zrzeszonych w FIFA. Podczas rozgrywek Grenlandczycy zaliczyli oklep od Duńczyków, Finów i Szwedów, ale za to pokonali 4:3 Norwegię, a wynik ten przeszedł echem po całej Skandynawii. W ogóle zawodnicy z „krainy ludzi” osiągają całkiem dobre wyniki jak na swoje możliwości. Przed udziałem w Nordic Cup, „Niedźwiedzie Polarne” dwukrotnie pokonały Wyspy Owcze oraz zremisowali i ograli Danię, lecz kiedy doszło do ich pojedynku z uczestnikiem mistrzostw świata, czyli reprezentacją Czech, okazało się, iż wciąż jest jeszcze wiele do nadrobienia. Pracę tę rozpoczęto u podstaw, a jej rezultaty są namacalne, ponieważ młodzieżowe drużyny futsalowe z Grenlandii latając do Danii na mecze sparingowe z tamtejszymi klubami jeszcze ani razu nie przegrały.

Fot. Grenlandia – Dania 2:2. Jeden z pierwszych oficjalnych meczów futsalu rozegranych na terenie Grenlandii. Na zdjęciu hala w Nuuk podczas grania hymnu gości.

Jak widać para nie idzie w gwizdek, ale pozwala przekuwać zapał Inuitów w wyraźne postępy. Na podstawie działań w obszarze piłki halowej można wyraźnie zauważyć pierwsze oznaki zmian podejścia do sprawy futbolu na terenie całej autonomii. Do tej pory piłka była dla nich głównie zabawa i sposobem na aktywne spędzanie czasu, jednakże teraz zaczynają oni rozumieć czym ona tak naprawdę jest. Widać to choćby w słowach Madsa Mathiassena, który w odpowiedzi na pytanie czego należałoby życzyć piłce na Grenlandii z okazji Świąt Bożego Narodzenia mówi: „Łatwo byłoby powiedzieć, że potrzebujemy wejścia w szeregi FIFA czy UEFA, ale taki awans nie poparty żadnymi działaniami do niczego nas nie doprowadzi. Moim zdaniem potrzebujemy dalszego rozwoju w kierunku prawdziwego zrozumienia czym jest futbol. Kochamy tę grę, każdy w nią gra i się nią interesuje, ale w zasadzie tylko po to by sprawiała ona uśmiech na twarzy od czasu do czasu. Coś takiego jak zrozumienie tajników gry tak naprawdę u nas jeszcze nie istnieje. Dorośli muszą w końcu pojąć czym jest piłka i gdzie ukryty jest jej sekret, by później móc tę wiedzę przekazać dzieciakom. Tego potrzebujemy najbardziej.

Według kapitana FC Nanoq mieszkańcy „krainy ludzi” są świetnymi bajarzami,a zarazem gawędziarzami: nawet z najbardziej błahej opowieści potrafią stworzyć epicką historię. Czy tym razem uda im się dopowiedzieć szczęśliwe zakończenie do rozpoczętej i ciągle rozwijającej si bajki pt. „piłka nożna na Grenlandii”? Prawdopodobnie tak, choć przed nimi wciąż bardzo dużo pracy, ale czy święta nie są właśnie tym czasem, który potrafi urzeczywistnić nawet najmniej realne marzenia?

Wierzmy w dzielnych Inuitów,ponieważ możliwość grania z innymi na równych prawach należy im się tak, jak nikomu innemu.


Epilog: Już po napisaniu i zaplanowaniu artykułu wpadłem na bardzo ciekawy artykuł na temat przyszłości Grenlandii. Opisywane są w nim zmiany klimatyczne, które mogą doprowadzić do znaczących zmian w lokalnej gospodarce, a przez to zagwarantować znaczny napływ zagranicznych pieniędzy m.in. do federacji piłkarskiej. Zainteresowanych zapraszam tutaj. Uwaga! Artykuł po angielsku.


P.S. Szczególne podziękowania za pomoc w zrealizowaniu artykułu składam Madsowi Mathiassenowi oraz panu Christianowi Laursenowi. Fantastyczne wypowiedzi Madsa zostały wplecione we fragmenty zapisane prozą oraz po części są cytatami tego fragmentu artykułu. Christian Laursen dostarczył mi kapitalnej wiedzy na temat spraw typowo technicznych [wraz z historią występów B-67 w ciągu ostatnich… 16 lat] odnośnie piłki na Grenlandii, więc nie omieszkałem zacytować jego słów. Bez tych dwóch osób tekst o futbolu na największej wyspie świata nigdy nie ujrzałby światła dziennego.

Wyrazy podziękowania należą się również kolegom Madsa Mathiassena, czyli Ivikowi oraz Danielowi, którzy nie bali się stanąć w krzyżowym ogniu pytań, zadawanych niekiedy dość niezrozumiale przez autora. Poruszane przez nich kwestie również można znaleźć we fragmentach pisanych prozą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x