Aleksandar Vuković / fot. Mikołaj Barbanell (PIłkarski Świat)

Dziś rozpoczną się zmagania Legii w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Ostatnie miesiące są w Warszawie obiecujące i na pewno mogą napawać optymizmem przed walką o puchary. Zarząd, sztab, piłkarze i kibice – co ich łączy? Chęć wejścia na wyższy poziom, którym jest ponowne zaistnienie w Europie. Czy ten sezon okaże się przełomowym?

Ostatnie miesiące w stolicy są wyjątkowe. Otwarcie Legia Training Center, zdobycie mistrzostwa, świetne – jak na polskie warunki – transfery, a do tego nowy sponsor, który zagwarantuje Legii rekordowe pieniądze. Wszystko zaczyna funkcjonować tak, jak powinno od dłuższego czasu. Zarząd zauważył, że rzucanie pieniędzmi na prawo i lewo nie prowadzi do niczego dobrego. Nowa polityka transferowa “Wojskowych” nie dość, że jest opłacalna, to jest bardzo pozytywnie odbierana przez kibiców. Tego w Warszawie często brakowało. Ok, wszystko zaczyna fajnie wyglądać, ale dalej brakuje zwieńczenia zwanego europejskimi pucharami. Co doprowadziło Legię do realnego myślenia o grze w Europie?

Wspólna wizja

Ostatnie lata w Legii to ciągłe zmiany koncepcji. Trzymiesięczny pobyt w Warszawie Besnika Hasiego zostanie co prawda zapamiętany z historycznego awansu do Ligi Mistrzów, ale największym problemem była długość jego pracy. Trzy miesiące. Jasne, za jego kadencji do klubu trafili tacy zawodnicy jak Odjidja-Ofoe czy Moulin, którzy są do dziś miło wspominani w Warszawie. Oprócz nich do klubu trafili również piłkarze, którzy w drużynie mistrza Polski nie zostali zapamiętani dobrze lub w ogóle. Valeri Qazaishvili i Steeven Langil, to idealne przykłady takich zawodników.

Jeśli chodzi o Gruzina, to jego brak gry nie był raczej przyczyną formy sportowej. Kiedy Jacek Magiera objął Legię, jasno przekazał pomocnikowi, że nie pasuje on do jego koncepcji. Inaczej wyglądała sytuacja z… no właśnie. Z kim? Pianistą, imprezowiczem? Człowiekiem wielu talentów – to będzie idealne określenie. Wiązano z nim duże nadzieję, przychodził przecież za pół miliona euro z Belgii. Na nadziei się skończyło, a skrzydłowy został zapamiętany ze swoich filmików na social mediach. Jeśli dołączymy do nich grę na lotnisku Chopina, otrzymamy najbardziej pamiętne występy 32-latka w stolicy.

Następnie w stolicy pojawiali się nowi trenerzy, którzy przekazywali sobie “swoich” zawodników w ręce kolejnych szkoleniowców. Chima Chukwu mylący stadiony w Warszawie, Pasquato, którego czasem można było pomylić z Pirlo, Hildeberto i albańskie Ferrari – Sadiku. To tylko kilka nazwisk, które zostawił Romeo Jozakowi Jacek Magiera. Co by tu dużo nie mówić, nie wygląda to ciekawie.

Bałkańsko – portugalskie zaciągi

Później przyszedł czas Chorwata, który oprócz sprowadzenia Cafu, Vesovicia i Antolicia zostawił kolejny “szrot” przy Łazienkowskiej. Następnie przyszedł Sa Pinto, który stwierdził, że jakość Portugalczyków jest na tyle duża, że przyda się tu jeszcze kilku piłkarzy z tego kraju. Żaden kibic Legii nie był zaskoczony, że po raz kolejny do klubu trafi więcej nieprzydatnych piłkarzy niż klasowych zawodników, którzy będą w stanie podnieść poziom. Dlatego też na Łazienkowską sprowadził on Salvadora Agrę czy Iuriego Medeirosa. Wyjątkami byli Andre Martins i Luis Rocha, którzy znajdują się w kadrze mistrza Polski do dziś.

Czego brakowało wtedy w Warszawie? Tak naprawdę wszystkiego. Od złego zarządzania klubowymi finansami, braku współpracy pionu sportowego z trenerem, aż po kolejne wpadki w pucharach. Prezes Legii, Dariusz Mioduski miał już dość eksperymentów i postawił na osobę, która zna zespół od podszewki – Aleksandara Vukovicia. Jak widzimy dziś, stołeczna ekipa na tym tylko i wyłącznie zyskuje. Na początku wydawało się jednak, że może to być kolejna zła decyzja, jednak efekt jest zupełnie odwrotny. Vuković podpisał nieco ponad miesiąc temu nowy, obowiązujący do końca czerwca 2022 roku kontrakt. To zasługa dobrej współpracy, wyników i efektownej gry Legii.

Powrót do normalności

Dziś Legia to niemal wzorowy przykład współpracy na linii prezes – dyrektor sportowy – trener. Ten podstawowy czynnik jest w Polsce wciąż rzadko widywany. Może to jest właśnie główny problem polskiej piłki i braku sukcesów? Wracając jednak do sytuacji w Warszawie. Tak spójnej wizji ewidentnie brakowało, co przekładało się później na boisko. Aktualnie na poczynania transferowe Legii można tylko i wyłącznie przyklasnąć. Bez względu na to czy jest się kibicem tego klubu czy nie. Sprowadzanie sprawdzonych zawodników w lidze, to kierunek, który obrała warszawska drużyna, a skutki są widoczne gołym okiem. Zdobycie mistrzostwa w naprawdę dobrym stylu, to coś, czego w polskiej lidze nie było od lat. W zeszłym sezonie ta sztuka udała się Legii.

Piłkarze trafiający do Warszawy z PKO Ekstraklasy znają realia ligi, rozumieją język i wiedzą z czym wiąże się presja gry przy Łazienkowskiej. Do tego koszta związane ze ściąganiem takich zawodników, to często łapanie okazji. Filip Mladenović, Rafael Lopes, Arvydas Novikovas i Walerian Gwilia – lepszych przykładów nie da się znaleźć. Gwarantowana jakość od wejścia do drużyny – tak powinny wyglądać transfery mistrza Polski. Do tego grona można dopisać również Bartosza Slisza, który stał się rekordowym transferem ligi. Po zakończonym sezonie Aco Vuković wypowiedział się o 21-latku w ten sposób:

1,5 mln euro wydane na Bartosza Slisza, to najlepiej wydane pieniądze w historii tego klubu. (…) Jestem w 100% przekonany, że wszyscy to zobaczą.

Bartosz Slisz / fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)

Załatane dziury

W Legii wszyscy wiedzieli, że po zakończonym sezonie 2019/20 potrzebne będą konkretne wzmocnienia. Nie mówiło się o dwóch, trzech zawodnikach, lecz o większej ilości graczy, którzy z marszu podniosą poziom. Na ten moment sprawa ruchów kadrowych w drużynie mistrza Polski jest otwarta, co przyznał sam trener:

Okienko będzie jeszcze długo otwarte, na pewno coś jeszcze w tym okienku się wydarzy i niekoniecznie tylko w jedną stronę. W tej chwili nie ma więcej tematów. Doniesienia medialne są doniesieniami medialnymi

Legia potrzebowała wzmocnień na pozycji: bramkarza, lewego i prawego obrońcy, skrzydłowego oraz napastnika. Co najważniejsze, ten cel udało się zrealizować warszawiakom jeszcze przed pierwszym spotkaniem. Oczywiście niewykluczone, że do klubu trafi w najbliższym czasie jakiś zawodnik (skrzydłowy), ale kadra wydaje się być najmocniejsza od lat. To na pewno spory atut, jeśli mówimy o grze na kilku frontach.

Powrót Króla Artura

Gdy okazało się, że Radosław Majecki opuści stołeczną drużynę rozpoczęły się spekulacje na temat nowego bramkarza. Z jednej strony Legia może postawić na młodego Misztę lub doświadczonego Cierzniaka, ale z drugiej trzeba myśleć o grze w pucharach. Ci piłkarze nie są gwarancją pewnego poziomu. Rozpoczęły się przez to poszukiwania nowego bramkarza. Temat powrotu Artura Boruca do Legii wydawał się być mało realny, na szczycie listy znajdował się Bośniak, Ibrahim Sehić. Kiedy wydawało się, że to on zostanie nowym bramkarzem Legii, nastąpił przełom w sprawie powrotu Boruca. Wszyscy dobrze wiemy, jak to się skończyło. 40-latek wrócił po latach na Łazienkowską, co spotkało się z niesamowitym odbiorem przez kibiców “Wojskowych”, ale też fanów Ekstraklasy. Trudno się jednak dziwić, do ligi wraca żywa legenda polskiej piłki. Sytuacja w bramce została więc wyjaśniona.

Artur Boruc
fot. legia.com

Legia wykorzystała okazje

Niepewna przyszłość Karbownika, problem ze sprowadzeniem napastnika. Jak to rozwiązać? Skorzystać z okazji. Jeden z najlepszych bocznych obrońców ligi – Filip Mladenović – zakończył swoją przygodę z Lechią Gdańsk. Widzi to Legia, która widziałaby Serba u siebie. 28-latek na brak ofert nie narzeka, ale wie, że transfer do Warszawy nie jest najgorszym pomysłem pod względem sportowym, jak i finansowym. Wybiera Legię, która solidnie zabezpiecza tą pozycję, a do tego zyskuje zawodnika, który wie czym jest gra z dużą presją. Grał on przecież w Crvenie Zvezdzie Belgrad czy w BATE Borysów, dla którego rozegrał 11 spotkań w Lidze Mistrzów. Inna sprawa, że sam zawodnik marzy o wyjeździe na EURO 2021 ze swoją reprezentacją, której jest 10-krotnym reprezentantem.

Z przodu Pekhart, Kante oraz młodzi Kostorz i Rosołek. Czym walczyć o Europę? Był temat Świerczoka (przechodzi testy w Piaście Gliwice) oraz Denisa Alibeca, który może trafić do Turcji. Kibice mistrzów Polski niecierpliwą się, ponieważ plotek dotyczących nowego snajpera nie ma. Wtedy pojawia się informacja, że Legia wykupi z Cracovii Rafaela Lopesa. Transfer, który na pierwszy rzut oka nie wygląda fantastycznie, kiedy zagłębimy się w szczegóły zaczyna to wyglądać interesująco. Jak się okazuje, klauzula wykupu Portugalczyka jest niższa niż 100 tysięcy euro. Zawodnik, który rozegrał swój pierwszy sezon w PKO Ekstraklasie może pochwalić się zdobyciem 11 bramek i zaliczeniem 4 asyst. To wszystko w 35 meczach, w których nie raz wyprowadzał drużynę z opaską kapitańską. Przy defensywnym stylu gry Cracovii, takie liczby mogą robić wrażenie. Wydaje się, że w tym okienku na Łazienkowską nie zawita już nowy napastnik, a Legia będzie opierać swoją grę na atutach swoich napastników.

Rafael Lopes
fot. Legia.com

Lis wrócił do ojczyzny

Legioniści potrzebowali zawodnika, który da duży wachlarz możliwości gry z przodu. Piłkarza mogącego grać zarówno na skrzydle, jak i na pozycji numer 10. I znaleźli. Bartosz Kapustka został nowym piłkarzem Legii, choć mogło dojść do tego pół roku wcześniej, kiedy do ostatnich chwil okienka transferowego temat przenosin Polaka do Legii był realny. Dziś 23-latek jest w Warszawie po wielu doświadczeniach. Od kadry meczowej w meczach Premier League, dobrych meczach we Freiburgu, do kontuzji i nieudanym pobycie w Belgii. Jedno jest pewne, Kapustka nie zamierza odpuszczać i wciąż chce walczyć o swoją karierę. – Nigdy nie byłem głodny piłki tak jak teraz. Jeżeli dopisze mi zdrowie, jestem pewien, że wszystko będzie dobrze – mówił po podpisaniu umowy z Legią 14-krotny reprezentant Polski.

Zastępca Vesovicia

Kiedy polska piłka wróciła do gry po przerwie spowodowanej pandemią forma zawodników i zespołów była jedną wielką niewiadomą. Pierwsze spotkania nie wyglądały najlepiej, a u piłkarzy było widać brak ogrania. Były jednak wyjątki, jednym z nich był Marko Vesović, który prezentował swoją najlepszą formę za czasów gry w Legii. Wszystko układa się po myśli podopiecznych Aleksandara Vukovicia, przychodzą zwycięstwa, efektowne wygrane, lecz pojawia się to, czego wszyscy chcieli uniknąć – kontuzje. Niestety w meczu ze Śląskiem w niegroźnie wyglądającej sytuacji, Marko Vesović doznaje bardzo poważnej, wykluczającej go na kilka miesięcy z gry kontuzji. Legia zapewniła sobie mistrzostwo, jednak straciła swojego najlepszego zawodnika po wznowieniu rozgrywek.

Rozpoczęto więc poszukiwania zastępcy. Paweł Stolarski nie przypominał zawodnika z eliminacji do Ligi Europy, więc na prawej stronie widzieliśmy najczęściej Artura Jędrzejczyka i Michała Karbownika. Na dłuższą metę taka gra nie jest jednak możliwa, więc mistrzowie Polski zaczęli szukać. Trwało to aż do ostatniego dnia lipca, kiedy to Josip Juranović podpisał trzyletnią umowę ze stołeczną drużyną. Kapitan Hajduka, 2-krotny reprezentant Chorwacji – tak można w dużym skrócie opisać 25-latka.

Doświadczona, szeroka kadra

Transfery to jedno, ale trzeba również pamiętać o zawodnikach, który już przed sezonem Legia miała w kadrze. Są to przecież bardzo doświadczeni zawodnicy, nie raz reprezentanci swoich krajów. To, jak długa była kadra warszawiaków można było zobaczyć w minionym sezonie. Pomimo wielu trudności, kontuzji i niechcianych sytuacji, Aleksandar Vuković ciągle wystawiał jedenastkę, której pozazdrościć by mogła znaczna większość ligi. To była główna broń Legii, dzięki czemu zdobyła ona wcześniej wspomniany tytuł.

Legia Warszawa – feta mistrzowska 2020 / fot. Mikołaj Barbanell

Co ważne, Legia nie osłabiła się w tym okienku, a wkracza w fazę, która zadecyduje o jej przyszłości w Europie w tym sezonie. Dziś pierwsze spotkanie eliminacyjne z Linfield, a w sobotę powrót do gry w PKO Ekstraklasie. “Wojskowi” zaczynają wchodzić w cykl gry dwa razy w tygodniu. Co prawda ostatnie lata pokazały, że utrata punktów w pierwszych meczach sezonu nie odbija się znacząco w tabeli, natomiast w Legii nikt nie patrzy na to, gdzie, z kim i kiedy gra drużyna – dla wszystkich liczy się tylko zwycięstwo. Trzeba pamiętać, że ewentualne kolejne niepowodzenie Legii będzie oznaczało utratę kolejnych punktów w rankingu UEFA. Skutki są dość duże, ponieważ legioniści nie mogą już liczyć na pewne rozstawienie w 3. rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Określenie to jest i tak dość lekkie. Żeby karteczka z napisem “Legia Warszawa” znalazła się w koszyku z innymi rozstawionymi drużynami aż 4 z 7 zespołów musi odpaść we wcześniejszych rundach. Tymi drużynami są: Celtic Glasgow, Dinamo Zagrzeb, Astana, Łudogorec Razgrad, Young Boys, Crvena Zvezda Belgrad i Qarabag. Oczywiście najpierw do tej rundy trzeba się dostać i wyeliminować najpierw Linfield, a później kogoś z pary Ararat-Armenia Erywań-Omonia Nikozja.

Nowy system rozgrywek

Pandemia spowodowała wiele zmian w naszym życiu, ale także w sporcie. Dziś wiemy, że eliminacje do europejskich pucharów będą odbywać się w specyficzny sposób. Jeden mecz, który zaważy o awansie lub odpadnięciu z rozgrywek. Vuković podkreślał, że dla jego drużyny taka kolej rzeczy niekoniecznie spowoduje łatwiejsze przedostanie się do pucharów. Pamiętamy przecież co działo się w zeszłym roku. Wyjazd na Gibraltar zakończony remisem 0-0, drżenie do samego końca o awans do 3. rundy eliminacji do Ligi Europy. W tym sezonie nie będzie miejsca na wpadki. Z drugiej strony, jeśli Legia przejdzie pierwsze dwie rundy i nie będzie rozstawiona w kolejnej, to jeden mecz może okazać się kluczowym w walce o chociażby Ligę Europy. Nawet w przypadku odpadnięcia w 4. rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów, “Wojskowi” zostaną z automatu wrzuceni do grupy LE. Wszystko wydaje się takie proste, jednak trzeba się tam najpierw dostać i pokazać swoje na boisku.

Nowy sponsor

Na sam koniec warto wspomnieć o nowym sponsorze, z którego wielu kibiców miało powody do żartu. Mowa oczywiście o firmie Plus500, której logo będzie widniało na koszulkach Legii przez minimum dwa lata, z opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy. Żarty żartami, ale za ten ruch należą się szczególne brawa Dariuszowi Mioduskiemu. W tak trudnych dla firm czasach był on w stanie wynegocjować najwyższy w historii polskiej piłki kontrakt, który pozwoli Legii zarobić większe pieniądze, niż podczas dotychczasowej współpracy z Fortuną, która rzecz jasna dalej będzie kontynuowana. Według nieoficjalnych informacji, Legia za trzyletni kontrakt z Fortuną otrzymała ponad 40 milionów złotych. Nowy sponsor nie dość, że zagwarantuje stołecznej drużynie wyższe pieniądze, to przewidziane są premie za osiągnięcia w Europie oraz na krajowym podwórku. Na pewno jest to krok w przód dla Legii pod względem marketingowym.

Wracając jednak do samej firmy, jest ona czołowym brokerem kontraktów CFD. Ich klienci mogą handlować kontraktami CFD w ponad 50 krajach na całym świecie. Legia Warszawa jest trzecim klubem, w jaki zainwestowała ta firma. Wcześniej swoją współpracę rozpoczęli z Atletico Madryt i Young Boys Berno.


Ostatni czas w Legii wygląda naprawdę obiecująco. Nic więc dziwnego, że kibice liczą na powrót do europejskiej elity. Silna kadra, trener który zna realia, a do tego ośrodek treningowy, w którym zawodnicy mogą spokojnie przygotowywać się do najważniejszych spotkań. Tak dziś wygląda Legia, która ma cel – powrót do Europy. Wydaje się, że ten rok może okazać się przełomowym, pamiętać trzeba jednak o jednym meczu w eliminacjach, który może pokrzyżować plany. Mimo wszystko dla dobra całej polskiej piłki dobrze byłoby, gdyby Legia, ale też inne kluby zagrały wreszcie w pucharach. Czas najwyższy się otrząsnąć i wziąć się w garść!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x