#6 Polskie eliminacje do MŚ i ME: Przegrana w walce o mundial w Anglii

PZPN

Oficjalna piłka, PZPN / fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)

W kolejnym odcinku naszego cyklu prześledzimy zmagania reprezentacji Polski w eliminacjach do mistrzostw świata, które w 1966 roku odbyły się w Anglii.

Eliminacje do mistrzostw świata, które w 1966 roku odbyły się na angielskich boiskach, były pierwszymi w których reprezentacja Polski musiała rozegrać aż sześć spotkań eliminacyjnych. Podopieczni Ryszarda Koncewicza trafili do grupy 8 z Włochami, Szkocją i Finlandią.

Niespodzianką nie było, że za naszego najgroźniejszego rywala uznawano reprezentację Włoch, która po sukcesach z lat 30. przeżywała pewną stagnację. Po wojnie Włosi trzykrotnie wystąpili na mundiali (1950, 1954 i 1962), ale za każdym razem kończyli swój udział na fazie grupowej. Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja z “młodymi” wówczas mistrzostwami Europy, do których Włochy zakwalifikowały się po raz pierwszy w 1968 roku. W 1960 roku Squadra Azzurra w ogóle nie przystąpili do eliminacji, natomiast cztery lata później najpierw pokonali Turcję (6:0, 1:0), po czym odpadli w I rundzie ze Związkiem Radzieckim (0:2, 1:1). Przed startem eliminacji w 1964 roku Polacy nie rozegrali oficjalnego spotkania z Włochami.

Szkotów uznać można było jako drugą siłę naszej grupy. Na arenie międzynarodowej reprezentacja Szkocji występowała jedynie w eliminacjach do mistrzostw świata, a to też dopiero po II wojnie światowej. W 1950 roku Szkocja zajęła drugie miejsce w grupie “brytyjskiej” i zapewniła sobie awans, lecz ostatecznie nie zdecydowała się na podróż do Brazylii. Cztery lata później sytuacja się powtórzyła, z tą jedną różnicą – Szkocja wzięła udział w turnieju rozegranym w Szwajcarii. Tamta przygoda zakończyła się bardzo szybko, debiut zakończył się przegranymi w grupie z Austrią (0:1) oraz Urugwajem (0:7). Do kwalifikacji do mistrzostw świata z 1958 roku Szkocja przystąpiła po raz pierwszy w innym zestawieniu, niż to “brytyjskie”, w którym grali wcześniej. Tym razem wynik osiągnięty przez tą reprezentację zrobił na mnie wrażenie, chociaż nie zabrakło też odrobiny szczęścia. Szkoci na początku zmagań nieoczekiwanie wygrali 4:2 z Hiszpanią, po czym w rewanżu rozegranym w Madrycie przegrali aż 1:4. Dwa pozostałe spotkania ze Szwajcarią zakończyły się zwycięstwami 2:1 oraz 3:2. Szkoci zapewnili sobie pierwsze miejsce w grupie nie tylko tymi rezultatami, ale także i sensacyjnemu remisowi Hiszpanii ze Szwajcarią, dla której był to jedyny punkt w całych eliminacjach. W turnieju finałowym Szkoci zremisowali 1:1 z Jugosławią oraz przegrali 2:3 z Paragwajem oraz 1:2 z Francją. Klęską po barażowym spotkaniu z Czechosłowacją zakończyły się natomiast eliminacje do mistrzostw świata, które w 1962 rozegrano w Chile. W dotychczasowej historii zmagań Polska rozegrała ze Szkocją dwa mecze towarzyskie. Bilans był wówczas remisowy – 1 czerwca 1958 roku w Warszawie Szkocja wygrała 2:1, a 4 maja 1960 roku w Glasgow lepsi okazali się Polacy, którzy zwyciężyli 3:2.

Ostatnim grupowym rywalem Polaków była Finlandia. O tej reprezentacji można powiedzieć bardzo wiele, był to nasz “stary znajomy”, z którym do 1965 roku mierzyliśmy się aż dziesięciokrotnie – osiem z nich zakończyło się zwycięstwem “biało-czerwonych”, jeden mecz zakończył się remisem, natomiast przegraliśmy przy pierwszym starciu z Finlandią w historii, które miało miejsce w 1923 roku. O losach reprezentacji Finlandii w eliminacjach do mistrzostw świata w 1950, 1954 i 1958 (wtedy Finlandia zmierzyła się z Polską) pisaliśmy już w drugim odcinku naszego cyklu. Wtedy zmagania Finlandii zakończyły się absolutną klęską. Tak samo było w przypadku eliminacji do mistrzostw świata 1962, gdy trafili do grupy z Bułgarią i Francją. Tamte zmagania zakończyły się kompletem porażek. Z Bułgarią Finowie przegrali 0:2 i 1:3, a z Francją 1:2, 1:5.

Mistrzostwa Świata 1966 (Anglia)

Na sam początek eliminacji podopiecznych Ryszarda Koncewicza czekało nie lada wyzwanie. Na Stadion Dziesięciolecia w Warszawie przyjechała prowadzona przez Edmondo Fabbriego reprezentacja Włoch, w składzie której zagrali m.in. Giacinto Facchetti, Alessandro Mazzola czy dzierżący opaskę kapitana Gianni Rivera. Przed meczem podkreślano przede wszystkim żelazną defensywę Włochów, z czego ta nacja była znana na całym świecie. Jak określił to katowicki Sport był to mecz “o każdą piędź ziemi”. Polacy zagrali bardzo dobrze w defensywie, nie ulegając świetnej linii ataku kadry Włoch.

Po nieśmiałym początku, kiedy to Włosi osiągnęli nieznaczną przewagę, później do głosu doszli Polacy. Aktywnością popisywali się Lucjan Brychczy i Ernest Pohl, a dogodnej okazji nie wykorzystał Jan Banaś. Po raz pierwszy do dużego wysiłku  William Negri został zmuszony w 27. minucie po potężnym uderzeniu zza pola karnego Antoniego Nieroby z Ruchu Chorzów. Jego próbę na rzut rożny zdołał sparować bramkarz gości. W 36. minucie mieliśmy do czynienia ze sporą kontrowersją. Po zamieszaniu w polu karnym Włochów futbolówkę ręką zagrał Armando Picchi. Prowadzący to spotkanie Holender Piet Roomer pozostał jednak niewzruszony na protesty i nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego.

Po przerwie Polacy nie zamierzali zwolnić tempa. Sześć minut po wznowieniu gry strzałem z rzutu wolnego z ostrego kąta Negriego zaskoczyć próbował Pohl. Wśród wielu akcji Polaków cieżko jednak wymienić jakieś stuprocentowe okazje. Gospodarze zdecydowanie kontrolowali przebieg spotkania, lecz brakowało w tym wszystkim swoistej kropki nad i. Mniej więcej po godzinie gry zauważyć można było zmęczenie w polskich szeregach, co próbowali wykorzystać Włosi. W tym momencie docenić trzeba dobrą grę polskiej obrony oraz naszego bramkarza Edwarda Szymkowiaka, którzy nie pozwolili rywalom na zdobycie dwóch punktów.

Przed meczem remis z Włochami można było uznać za wymarzony rezultat. O zwycięstwie mało kto miał odwagę w ogóle myśleć. Mogę się tylko domyślać, jak wielkie zdziwienie zapanowało w Polsce, gdy po ostatnim gwizdku Roomera wśród kibiców zapanował niedosyt. W ostatniej minucie meczu gospodarze mogli zapewnić sobie dwa punkty. Po bardzo mocnym strzale Brychczego Negri wypuścił futbolówkę przed siebie. Dopadł do niej Banaś, jednak napastnik Polonii Bytom strzelił wprost w rozpaczliwie interweniującego włoskiego golkipera, reprezentującego wówczas barwy Bologna FC.

Po tym meczu Polacy plasowali się na drugiej pozycji, lecz rozegrali tylko jeden mecz. We wcześniejszych grupowych meczach, które rozegrano jesienią 1964 roku Finlandia poniosła dwie dotkliwe porażki – w Glasgow Szkoci wygrali z nimi 3:1, natomiast mecz w Genui zakończył się dla Finów pogromem 1:6.

18 kwietnia 1965, 12:00, Warszawa (Stadion Dziesięciolecia Manifestu Lipcowego), Frekwencja: 31 045

Polska – Włochy 0:0

Skład reprezentacji Polski: Edward Szymkowiak (Polonia Bytom) – Henryk Szczepański (Odra Opole), Jacek Gmoch (Legia Warszawa), Stanisław Oślizło (Górnik Zabrze), Roman Bazan (Zagłębie Sosnowiec), Antoni Nieroba (Ruch Chorzów), Ernest Pohl (Górnik Zabrze), Ryszard Grzegorczyk (Polonia Bytom), Jan Banaś (Polonia Bytom), Lucjan Brychczy (Legia Warszawa), Jan Liberda (Polonia Bytom). Trener: Ryszard Koncewicz.

Sędzia: Piet Roomer (Holandia).

Polscy kibice mogli czuć się rozochoceni po kwietniowym bardzo obiecującym występie z Włochami, który zakończył się cennym, bezbramkowym remisem. Tym razem areną zmagań reprezentacji Polski był Stadion Śląski w Chorzowie. Szkoci do tego spotkania przystępowali z lepszej pozycji niż podopieczni Ryszarda Koncewicza – mieli punkt przewagi nad Polakami po wygranej z Finlandią. Mogłoby się zdawać, że warunki atmosferyczne oraz stan murawy również będą po stronie Szkotów. “Potoki ulewnego deszczu” oraz “rozmokłe, śliskie boisko” idealnie wpasowywały się we wzorzec wyspiarskich warunków.

Nie przeszkodziło to piłkarzom w stworzeniu naprawdę ciekawego i wyrównanego widowiska. Przynajmniej tak opisywał to wszystko Tadeusz Maliszewski z katowickiego Sportu. Szkoci na początku spotkania grali zachowawczo, skierowali dużą liczbę zawodników do gry w defensywie, przez co Polacy mieli spore problemy z przebiciem tego muru. Nieco na uboczu znajdował się Ernest Pohl, który praktycznie przez całe spotkanie był pieczołowicie pilnowany przez Johna Greiga. Katowicki Sport pochwalił za swój występ Jana Banasia, który miał rozegrać swoje najlepsze spotkanie w reprezentacyjnej karierze (był to jego ósmy występ w seniorskiej kadrze). Wyłączonego Pohla oraz nieco niewidocznego Jana Liberdę godnie zastąpił Roman Lentner z Górnika Zabrze. W 51. minucie Liberda świetnie dograł do Lentnera, który wyprzedził obrońców i strzałem wślizgiem pokonał Billy’ego Browna.

Po stracie bramki Szkoci obudzili się i ruszyli do zdecydowanego ataku. Bardzo groźnie było w 67. minucie spotkania. Po dośrodkowaniu z prawej strony Williego Hendersona Dennis Law oddał świetny strzał głową, który we wspaniałym stylu obronił Edward Szymkowiak. Bramkarz Polonii Bytom zanotował również wiele innych świetnych interwencji (w tym także , jednak niestety, sytuacja z 76. minuty bezpośrednio obciąża jego konto. Debiutujący w szkockiej kadrze Neil Martin dośrodkował w pole karne. Nienajlepszą interwencję zanotował Szymkowiak, przez co futbolówkę do polskiej bramki wpakował legendarny Denis Law.

W pomeczowych wypowiedziach opublikowanych na łamach Sportu zauważyć można to, jak dużym respektem Szkoci obdarzali Polaków. Selekcjoner wyspiarzy Jock Stein stwierdził, że remis z Polską jest dla Szkocji osiągnięciem oraz dodał, że “Polacy byli doskonali”. W podobnym tonie wypowiadała się także szkocka prasa, w której wybrzmiewały takie tytuły jak “Przerażający Polacy” oraz “Szczęście nas uratowało”. Brzmi to wszystko naprawdę pokrzepiająco, jednak nie można odnieść wrażenia, że Polacy po raz kolejni mogli mówić o niewykorzystanej szansie. Po raz drugi podopieczni Ryszarda Koncewicza w starciu z wymagającym rywalem byli zespołem co najmniej równorzędnym. Mimo to, nie udało się odnieść ani jednego zwycięstwa, który mógłby okazać się bezcenny przy ostatecznym rozdaniu biletów na mundiali w Anglii.

23 maja 1965, 18:00, Chorzów (Stadion Śląski), Frekwencja: 67 462

Polska – Szkocja 1:1 (0:0)

Roman Lentner 52 – Dennis Law 76

Skład reprezentacji Polski: Edward Szymkowiak (Polonia Bytom) – Henryk Szczepański (Odra Opole), Jacek Gmoch (Legia Warszawa), Stanisław Oślizło (Górnik Zabrze), Roman Bazan (Zagłębie Sosnowiec), Antoni Nieroba (Ruch Chorzów), Ernest Pohl (Górnik Zabrze), Ryszard Grzegorczyk (Polonia Bytom), Jan Banaś (Polonia Bytom), Jan Liberda (Polonia Bytom), Ernest Pohl (Górnik Zabrze), Roman Lentner (Górnik Zabrze). Trener: Ryszard Koncewicz.

Sędzia: Siergiej Alimow (Związek Radziecki).

Po dwóch udanych spotkaniach zakończonych remisami można było oczekiwać, że w starciach z najsłabszą w grupie Finlandią Polacy sięgną po komplet punktów i stoczą bezpośrednią walkę o awans z Włochami i Szkocją. Pierwszy krok do realizacji tego celu podopieczni Ryszarda Koncewicza mieli wykonać na Stadionie Olimpijskim w Helsinkach na oczach niespełna ośmiu tysięcy widzów.

Zaczęło się fatalnie, a potem było tylko gorzej. Jak donosiła Trybuna Robotnicza, już w 40. sekundzie spotkania gospodarze wyszli na prowadzenie. Na prawym skrzydle Semi Nuoranen z łatwością ograł Romana Bazana i dograł do Juhaniego Peltonena. Zawodnik Hamburgera SV wygrał pojedynek z Henrykiem Szymkowiakiem i postawił swoją kadrę w wyjątkowo korzystnej sytuacji. Kolejny cios Polacy otrzymali jeszcze przed przerwą. Tym razem Bazana ograł Semi Nuoranen, który odważny rajd zakończył strzałem, przy którym Szymkowiak był bezradny.

Patrząc na to, z jaką łatwością Finowie strzelili Polakom dwie bramki, bez trudu można dostrzec, jak bardzo kulała gra w defensywie naszego zespołu. Jak się później okazało, słabo to wyglądało również z przodu. Po strzeleniu dwóch bramek gospodarze skupili się w zasadzie tylko na bronieniu korzystnego rezultatu. Momentami bronili się nawet dziewięcioma zawodnikami, a Polacy nie byli w stanie przebić się przez szczelny mur fiński. W pomeczowej relacji wyróżniono próby Zygfryda Szołtysika Jana Liberdy oraz Ernesta Pohla. Za każdym razem jednak z ich strzałami radził sobie bramkarz reprezentacji Finlandii Lars Näsman. Sprawozdawca z Trybuny Robotniczej był bardzo surowy dla Polaków w pomeczowych ocenach. Na pozytywną notę zasłużyli tylko Stanisław Oślizło i Zygfryd Szołtysik, których określono jako jedynych pełnowartościowych zawodników.

Zawód był ogromny. W poprzednich meczach oczywiście mankamenty były widoczne, lecz mimo to, Polacy byli w stanie osiągnąć chociaż remisy. W Skandynawii grając z o wiele słabszym rywalem nasi reprezentanci dwukrotnie dali się zaskoczyć. Brak pomysłu na grę sprawił, że była to strata nie do odrobienia. Co ciekawe, Szkoci grając w Helsinkach byli w podobnej sytuacji. Stracili bramkę w piątej minucie spotkania, lecz ostatecznie byli w stanie odrobić straty i wywalczyć dwa punkty. Bez większych problemów zwycięstwo 2:0 odnieśli Włosi. Po nieoczekiwanej porażce podopieczni Ryszarda Koncewicza mieli duży problem. Do dwóch najlepszych zespołów w grupie tracili trzy punkty, co oznaczało konieczność odniesienia zwycięstw na wyjazdach w Szkocji i we Włoszech. A i to mogłoby nie wystarczyć.

26 września 1965, Helsinki (Helsingin olympiastadion), Frekwencja: 7859

Finlandia – Polska 2:0 (2:0)

Juhani Peltonen 1, Semi Nuoranen 27

Skład reprezentacji Polski: Edward Szymkowiak (Polonia Bytom) – Henryk Szczepański (Odra Opole), Stanisław Oślizło (Górnik Zabrze), Jacek Gmoch (Legia Warszawa), Roman Bazan (Zagłębie Sosnowiec), Ernest Pohl (Górnik Zabrze), Ryszard Grzegorczyk (Polonia Bytom), Jan Banaś (Polonia Bytom), Zygfryd Szołtysik (Górnik Zabrze), Jan Liberda (Polonia Bytom), Roman Lentner (Górnik Zabrze). Trener: Ryszard Koncewicz.

Sędzia: Hans Granlund (Norwegia).

Niewiele ponad dwa tygodnie po klęsce w Helsinkach Polacy jechali do Glasgow zmierzyć się z mocnymi Szkotami. Jak nietrudno się domyślić, nastroje w kraju były dalekie od optymistycznych. Mimo, że nasi reprezentanci już od pierwszych minut spotkania prezentowali się o wiele lepiej, niż miało to miejsce w ostatnim meczu, to już od 16. minuty musieli gonić wynik. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego bramkarz Odry Opole Konrad Kornek nie sięgnął piłki, co skrzętnie wykorzystał Billy McNeill. W pierwszej połowie Szkoci jeszcze kilkukrotnie byli bardzo blisko strzelenia kolejnej bramki. W paru sytuacjach świetnie interweniował Kornek, a w 44. minucie zaasekurował go Henryk Szczepański. Kolega z zespołu naszego bramkarza w ostatniej chwili wybił z linii bramkowej futbolówkę, która niechybnie zmierzała do siatki.

Po przerwie Polacy wzięli się do roboty. Przewaga podopiecznych Ryszarda Koncewicza była wyraźna, lecz przez długie minuty Bill Brown pozostawał niepokonany. Szkocki bramkarz, występujący wówczas w Tottenhamie, wykazał się zwłaszcza przy próbach Jana Liberdy i Ernesta Pohla. Ale nasz moment w tym spotkaniu w końcu nadszedł. W 85. minucie Eugeniusz Faber dośrodkował z lewej strony boiska. Błąd popełnił defensor gospodarzy, który minął się z piłką, dzięki czemu dopadł do niej Pohl. As Górnika Zabrze nie zwykł marnować tak doskonałych okazji, więc doprowadził do wyrównania. Chwilę później bohaterem całego kraju stał się debiutujący w seniorskiej reprezentacji Jerzy Sadek. Napastnik ŁKS-u Łódź w świetnym stylu ograł rywali i mocnym strzałem dał naszej reprezentacji bezcenne dwa punkty.

https://sportowefakty.wp.pl/pilka-nozna/552292/jerzy-sadek-bombardier-ktory-pognebil-szkotow – foto

13 października 1965, 19:30, Glasgow (Hampden Park), Frekwencja: 107 580

Szkocja – Polska 1:2 (1:0)

Billy McNeill 16 – Ernest Pohl 85, Jerzy Sadek 87

Skład reprezentacji Polski: Konrad Kornek (Odra Opole) – Henryk Szczepański (Odra Opole), Jacek Gmoch (Legia Warszawa), Stanisław Oślizło (Górnik Zabrze), Zygmunt Anczok (Polonia Bytom), Antoni Nieroba (Ruch Chorzów), Zygfryd Szołtysik (Górnik Zabrze), Jerzy Sadek (Łódzki KS), Ernest Pohl (Górnik Zabrze), Jan Liberda (Polonia Bytom), Eugeniusz Faber (Ruch Chorzów). Trener: Ryszard Koncewicz.

Sędzia: Hans Carlsson (Szwecja).

Podobno nic dwa razy się nie zdarza. Podopieczni Ryszarda Koncewicza musieli to udowodnić. Na kolejną porażkę, zwłaszcza w takim stylu jak w Helsinkach, nie mogli sobie pozwolić. Na Stadionie Miejskim w Szczecinie Polacy bardzo chcieli zrewanżować się Finom za ostatnie spotkanie. Trzeba przyznać, że ta sztuka się udała. I to z nawiązką. Ponad 30 tysięcy widzów zgromadzonych na trybunach oglądała pojedynek, który można określić jako spotkanie gołej dupy z batem.

Na pierwsze trafienie kibice musieli czekać do 19. minuty. Do bramki rywali trafił Włodzimierz Lubański. As Górnika Zabrze po tym golu rozkręcił się tak bardzo, że pięć minut później cieszył się ze swojej trzeciej bramki. Jak to napisano w Trybunie Robotniczej, był to “najklasyczniejszy hattrick”. W 29. minucie wyraźnie rozpędzony Lubański został nieprzepisowo powstrzymany w polu karnym przez fińskiego obrońcę. Do piłki podszedł Ernest Pohl, który myląc Larsa Näsmana strzelił swoją 40. bramkę w koszulce z białym orłem na piersi. Przed przerwą Polacy strzelili jeszcze dwie bramki. Najpierw, w 33. minucie po centrze Jana Liberdy Näsmana pokonał Jerzy Sadek. Na cztery minuty przed przerwą bardzo mocnym strzałem zza pola karnego Lubański strzelił czwartą bramkę. Przy oddawaniu składu nasz napastnik doznał urazu, przez co musiał zostać zniesiony z boiska.

Entuzjazm w narodzie był bardzo duży. W archiwalnym materiale video widać nawet transparenty, zachęcające Polaków do powtórzenia, a może nawet i poprawienia rekordowego zwycięstwa nad Norwegią. W 1963 roku, również w Szczecinie, Polacy pokonali Skandynawów aż 9:0. Aż tak dobrze, nie było. Po przerwie Polacy nieco zwolnili tempo, prawdopodobnie chcąc oszczędzać siły przed wyjazdem do Włoch, czego skutkiem była tylko jedna bramka. W 79. minucie swoje drugie trafienie w tym meczu strzelił Jerzy Sadek. Napastnik Łódzkiego KS-u miał wyborne statystyki w pierwszej reprezentacji. W rozegranych dwóch meczach w seniorskiej kadrze strzelił już trzy bramki.

Po tym meczu Polacy objęli prowadzenie w swojej grupie. Jednak najtrudniejsze wciąż było przed nimi. Punkt mniej od podopiecznych Ryszarda Koncewicza mieli Włosi oraz Szkoci. Ci pierwsi mieli do rozegrania jeszcze aż trzy spotkania eliminacyjne, a Szkotów czekał dwumecz z Włochami. Polacy, by marzyć o awansie na mistrzostwa świata koniecznie musieli wygrać w Rzymie. Był to warunek sine qua non. Później trzeba było liczyć na to, by Szkoci lub Włosi nie wygrali w dwóch swoich spotkaniach. Gdyby się tak wydarzyło, jedna z drużyn zdobyłaby cztery “oczka” wyprzedzając tym samym o jeden punkt Polaków. W przypadku zwycięstwa i remisu jednej z drużyn, prawdopodobnie rozegrano by dodatkowy mecz barażowy na neutralnym terenie (jak miało to miejsce w grupie pierwszej, gdy Bułgaria i Belgia zgromadziły taką samą liczbę punktów i spotkały się w decydującym meczu rozegranym we Florencji).

24 października 1965, 12:00, Szczecin (Stadion Miejski), Frekwencja: 31 000

Polska – Finlandia 7:0 (6:0)

Włodzimierz Lubański 19, 21, 24, 41, Ernest Pohl 29 (karny), Jerzy Sadek 33, 79

Skład reprezentacji Polski: Marian Szeja (Górnik Wałbrzych) – Henryk Szczepański (Odra Opole), Jacek Gmoch (Legia Warszawa), Stanisław Oślizło (Górnik Zabrze), Zygmunt Anczok (Polonia Bytom), Ernest Pohl (Górnik Zabrze), Zygfryd Szołtysik (Górnik Zabrze), Jan Liberda (Polonia Bytom), Włodzimierz Lubański (Górnik Zabrze), Jerzy Sadek (Łódzki KS), Roman Lentner (Górnik Zabrze). Trener: Ryszard Koncewicz.

Sędzia: Alojz Obtulovič (Czechosłowacja).

Włosi, podobnie jak Polacy przed rewanżem z Finlandią, pałali rządzą rewanżu. Po pierwszym meczu rozegranym na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, który zakończył się niekorzystnym dla naszych rywali bezbramkowym remisem, podopieczni Edmondo Fabbriego koniecznie musieli pokonać Polaków na własnym boisku. Bez tych dwóch punktów ich droga na mundial organizowany w Anglii znacznie by się wydłużyła.

No cóż. W Rzymie Polacy absolutnie nie odgrywali roli bata, a niestety robili za odkrytą, intymną część ciała. Włosi pokazali swoją dominację w piłkarskim rzemiośle, jednak nie do końca było tak, że zaprezentowali się jak wirtuozi futbolu. Polacy popełniali bardzo dużą liczbę błędów. Dziennik Łódzki w pomeczowej korespondencji zwrócił przede wszystkim uwagę na bardzo słaby występ grającego na prawej stronie defensywy Henryka Szczepańskiego. To właśnie jego sektorem gospodarze przeprowadzali większość akcji, które zamieniali na kolejne bramki.

Włosi ostatecznie wsadzili naszym aż sześć bramek. Do przerwy było co prawda “tylko” 0:2, lecz przewaga gospodarzy była bardzo widoczna. Worek z bramkami rozwiązał się w ostatnich 25 minutach. Włosi strzelili kolejne cztery gole, a nasi reprezentanci zdołali odpowiedzieć jedynie honorowym trafieniem Włodzimierza Lubańskiego z 84. minuty meczu. Taki wynik oznaczał tylko jedno – Polacy ostatecznie stracili szansę na awans na mundial w Anglii. Wtedy stało się jasne, że bój o awans stoczą między sobą w dwumeczu Szkoci oraz Włosi.

1 listopada 1965, 14:45, Rzym (Stadio Olimpico), Frekwencja: 63 614

Włochy – Polska 6:1 (2:0)

Alessandro Mazzola 5, Paolo Barison 25, 65, 87, Gianni Rivera 71, Bruno Mora 79 – Włodzimierz Lubański 84

Skład reprezentacji Polski: Henryk Stroniarz (Wisła Kraków) – Henryk Szczepański (Odra Opole), Jacek Gmoch (Legia Warszawa), Stanisław Oślizło (Górnik Zabrze), Zygmunt Anczok (Polonia Bytom), Zygfryd Szołtysik (Górnik Zabrze), Ernest Pohl (Górnik Zabrze), Janusz Żmijewski (Legia Warszawa), Jerzy Sadek (Łódzki KS), Włodzimierz Lubański (Górnik Zabrze), Jan Liberda (Polonia Bytom), Trener: Ryszard Koncewicz.

Sędzia: Abraham Klein (Izrael).

W pierwszym spotkaniu lepsza okazała się Szkocja, która po bramce Johna Greiga z końcówki spotkania pokonała na Hampden Park w Glasgow reprezentację Włoch. Po tym meczu obie reprezentacje zrównały się liczbą punktów, co oznaczało, że zarówno dla jednych, jak i drugich głównym celem w ostatnim meczu grupowym będzie zwycięstwo. W Neapolu Włosi nie wypuścili otrzymanej szansy z rąk. Bez większych problemów pokonali Szkotów 3:0 zapewniając sobie awans na mistrzostwa świata.

W Anglii Włosi zawiedli na całej linii. Chociaż start mieli całkiem niezły. Na inaugurację sezonu wygrali 2:0 z Chile, ale potem było już tylko gorzej. O ile z porażką 0:1 z najlepszym w grupie Związkiem Radzieckim można było się pogodzić, to ostatni występ grupowy Włochów ciężko nie określić mianem kompromitacji. W Middlesbrough Squadra Azurra przegrali 0:1 z absolutnym kopciuszkiem całego turnieju – Koreą Północną.

Pozycja Drużyna Mecze Punkty Bilans bramek
1. Włochy 6 9 17:3
2.  Szkocja 6 7 8:8
3.  Polska 6 6 11:10
4. Finlandia 6 2 5:20

Źródła:

  • https://eu-football.info/
  • Wikipedia
  • Śląska Biblioteka Cyfrowa
  • Biblioteka Regionalia Ziemi Łódzkiej

Poprzednie teksty z tego cyklu:

#1 Polskie eliminacje do MŚ i ME: Od lat trzydziestych do 1954 roku

#2 Polskie eliminacje do MŚ i ME: Rok 1958 i eliminacje do mundialu w Szwecji

#3 Polskie eliminacje do MŚ i ME: Pierwsze Euro i przegrany dwumecz z Hiszpanią

#4 Polskie eliminacje do MŚ i ME: Dwumecz z Jugosławią przekreśla marzenia o Chile

#5 Polskie eliminacje do MŚ i ME: Zawód w potyczce z Irlandią Północną

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x