Gole szczęścia nie dają

Gole – mówi się o nich kwintesencja futbolu. Każdy chłopak, grając na podwórku, marzy o tym, żeby naśladować swoich ofensywnych ulubieńców. Kiedyś idolami byli Grzegorz Lato czy Zbigniew Boniek. W tym momencie oczy młodych adeptów piłkarskich są wpatrzone w wyczyny Roberta Lewandowskiego. Rola napastnika w dzisiejszych czasach się zmienia, ponieważ nie oczekuje się od niego tylko goli, ale i też pomocy w defensywie. Taki trend można zauważyć nie tylko w zagranicznym wydaniu, a można to również zaobserwować na polskich boiskach, gdzie tytaniczną pracę wykonuje m.in. Łukasz Zwoliński z Pogoni Szczecin.

Historia futbolu nie zawsze jednak pokazywała, że strzelanie gigantycznej ilości bramek nie zawsze otwiera drzwi do wielkiej sławy bądź kolosalnego progresu. Przedstawię Państwu kilka przykładów.

Słowackie pięć minut

Sezon 2004/05 – powrót Bayernu Monachium na niemiecki szczyt. Zdobycie podwójnej korony oraz 1/4 finału LM (odpadnięcie z Chelsea Londyn) – to początek pracy Felixa Magatha w bawarskim klubie. Do pełni absolutu zabrakło korony króla strzelców dla Roya Maakaya, którego sensacyjnie na finiszu wyprzedził w tej klasyfikacji Marek Mintal. Słowacki zawodnik wraz z Robertem Vittkiem (mogą Państwo go pamiętać z Mundialu 2010) rozmontowywali prawie każdą defensywę w niemieckiej Bundeslidze. 24 gole zdobyte przez 27-latka wzbudziły podziw niemieckich ekspertów. Piłkarz urodzony w Zilinie uratował FC Nurnberg przed degradacją z ligi (14 miejsce – 3 punkty nad strefą spadkową). Kolejne sezony już nie były tak owocne dla Słowaka, bo jego ekipa w sezonie 2007/08 spadła o klasę niżej. Na osłodę pozostał Puchar Niemiec wywalczony w kampanii 2006/07. 45- krotny reprezentant Słowacji w 2013 roku zakończył karierę. W tej chwili drużyna z Norymbergi walczy w 2.Bundeslidze, plasując się po 10.kolejkach na dziesiątym miejscu.

Jedyny w swoim rodzaju

SC Heerenveen – co o nim może wiedzieć polski kibic ? SC Heerenveen – średniak holenderskiej ekstraklasy. SC Heerenveen – klub, w którym niegdyś grał m.in. Radosław Matusiak. Jak ktoś mi rzuca hasło „SC Heerenveen” to mam z kolei w pamięci Afonso Alvesa, który na potęgę strzelał w Eredivisie. Do Holandii przychodził ze świetnymi referencjami, jakie wystawili mu decydenci z Malmo. Dla Brazylijczyka pobyt w holenderskiej lidze miał być zwiastunem kariery Zlatana Ibrahimovicia, który w barwach Ajaksu na każdym kroku ośmieszał obronę rywala. Efekt – oszałamiający, bo gracz z Belo Horizonte w oficjalnych 40 spotkaniach zdobył… 45 bramek. Świetne występy zaowocowały wielkim zainteresowaniem (nawet FC Barcelona) oraz powołaniem do kadry swojej ojczyzny. W niektórych środowiskach ta informacja wzbudziła trochę śmiechu, ponieważ jak zawodnik grający w takiej słabej drużynie może być brany w ogóle pod uwagę. W składzie reprezentacji zagrał 8 razy i wygrał z nią COPA America 2007. Po przygodzie w Holandii przyszedł prawdziwy test umiejętności, czyli gra w Premier League. Po napastnika w 2008 roku zgłosiło się upadające Middlesbrough. Romans w angielskiej elicie zakończył się niezbyt miło, bo tylko 10 trafieniami i co gorsza spadkiem z ligi. W następnym sezonie piłkarz postanowił zmienić kierunek i pójść do katarskiego Al Sadd, ale tam nie odzyskał swojej formy, którą prezentował m.in. W Szwecji (gra w powyżej wspomnianym Malmo). O tym, że brazylijski snajper nie zapomniał jak trafiać do siatki, pokazał w Al Rayyan, gdzie ustrzelił 27 goli. Ten wyczyn niestety nie wpłynął na potencjalny powrót do silniejszej ligi w Europie. Na ten moment Afonso Alves jest wolnym zawodnikiem.

Coś z polskiego podwórka

Piłkarskie życie lubi pisać przeróżne scenariusze – coś o tym wie Grzegorz Piechna. Popularny “Kiełbasa” przeszedł wszelkie szczeble polskiego futbolu (notabene jako król strzelców). O talencie napastnika urodzonego w Opocznie mogliśmy się w pełni przekonać, oglądając spotkania Korony Kielce w ekstraklasie (po awansie). Ekipa dowodzona przez Ryszarda Wieczorka była sensacją, bo na finiszu ligi zajęła ona 5.lokatę w tabeli. Zdobycie korony króla strzelców przez Piechnę, natchnęło wielu ekspertów i kibiców, by może powołać nietuzimkowego snajpera do reprezentacji Polski. Paweł Janas nie był nigdy zwolennikiem zawodnika, ale pod presją “ludu” dał szansę “Kiełbasie”. Piechna w swoim debiucie (i tylko debiucie!) przeciw Estonii wpisał się na listę strzelców (spotkanie zakończyło się zwycięstwem “Biało – Czerwonych” 3:1). Po gwiazdora kieleckiej ekipy zgłosiło akces Torpedo Moskwa, ale występy w Rosji, okazały się dla niego sportowym krokiem wstecz. Problem z aklimatyzacją oraz niestabilna sytuacji klubu nie przyczyniły się do tego, by zawodników mógł wyeksponować swoje strzeleckie umiejetności. Powrót do ojczyzny mógł pozwolić byłemu królowi strzleców wierzyć, że odzyska najlepszą formę (może przynajmniej jej część). Nic bardziej mylnego. Krótki romans w Widzewie Łódź oraz liczne konflikty w barwach Polonii bardziej potwierdzały nieudolność gracza niż pobudzały go do rozwoju. Nawet gra dla ukochanej Ceramiki Opoczno nie zakończyła się jakimkolwiek postępem.

Kilka miesięcy temu wiceburmistrz Opoczna napisał do piłkarza list, w którym poprosił go o ponowną pomoc, czyli grę w klubie.

Na świecie jest oczywiście dużo więcej graczy, którzy w niewystarczający sposób wykorzystali swoje „pięć minut”, ale tak jak napisałem w kontekście ostatniego wymienionego gracza, życie piłkarskie może zmienić się w każdym momencie (przykład Marka Saganowskiego). W sumie nie wiadomo kogo bardziej obarczyć za taki stan rzeczy: menadżera/ agenta czy samego zawodnika ? Każdy zainteresowany np. futbolem na jakże problematyczne pytanie musi odpowiedzieć sobie sam.  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x